Wyszukiwarka

28.10.2014

Podsumowanie Jurka z paru dni.




Ponieważ dawno nic nie wstawialiśmy trochę się tego nagromadziło. Wrzucam Wam relację Jurka z kilku dni...macie co czytać! A już niebawem film z treningu klatki piersiowej!
                                                                                                                                                    Wiktor

           20.10.2014r.
Dzień 11pt. „Nogi, kochane nogi”
               
Było już o tym, że jest to najcięższy trening, było o tym, że mam odciny energii, było już o tym, że ledwo chodzę. Myślę, że warto wspomnieć dlaczego tak bardzo lubię trening nóg. Hmmm po pierwsze pracuję się z fajnym ciężarem. Początkowo byłem mocno zdziwiony, że jestem wstanie ćwiczyć z takimi obciążeniami. Po drugie jest to najdłuższy trening w tygodniu, a ja lubię długo. Po trzecie z każdym treningiem zauważalny jest progres, a przecież jest to jeden z najlepszych motywatorów. Po czwarte 29 serii jest sporym wyzwaniem, a ja lubię wyzwania. Po piąte leje się ze mnie ciurkiem. Podczas żadnego innego treningu nie jest tak zlany potem jak po nogach. Po szóste nie wiedziałem, że trening nóg może prowadzi do tego, że będzie mi ciężko oddech złapać. Po siódme i ostatnie. Jest to najlepsze rozwiązanie na tak bardzo znienawidzony - przez wszystkich - dzień w tygodniu.                                                                                                                                                                              
Tym razem, poszliśmy trochę w inną stronę i zmieniliśmy maszyny. Nie mam zielonego pojęcia jak nazywa się to cudo na którym robiłem uda i łydki, ale dla mnie nazywać się będzie kombajnem  !! Dosłownie tak wygląda i nawet bez obciążeń swoje waży.  Po przysiadach na tym urządzeniu byłem tak zajechany, że mogłem iść do domu, a to było dopiero pierwsze ćwiczenie. Sporo było nowych – dla mnie- maszyn, ale również było miejsce na nowe ćwiczenia bez maszyn. Np. „dzień dobry”! Świetna sprawa, ale mam jeszcze małe obawy, że polecę do przodu ze sztangą. Dobrze, że Wiktor stale mnie asekuruje. Tak samo wygląda sprawa z czaplami(?), bo tak się to chyba nazywało. Coś nowego, zupełnie nowego. Obciążenie 20kg już jest mocno odczuwalne, ale cale ćwiczenie bardzo mi przypasowało.                                                             
Oczywiście nie obyło się bez znanych już mi ćwiczeń takich jak łydki siedząc  ze sztangą na kolanach. Dobrze, że jest to ostatnie ćwiczenie bo masakruje mnie totalnie. Łydki stojąc z tym kombajnem również są bardzo ciężkie. Ech i jeszcze te krótkie przerwy między seriami. Człowiek ledwo butelkę w rękę weźmie, a tu już trzeba się ustawiać.                                                                                      

Wiktor zmodyfikował mi wykroki z obciążeniem. Do tej pory robiłem je z hantlami. Dziś zdecydowaliśmy się zamienić hantle na sztangę. Muszę przyznać, że była to bardzo dobra decyzja. Zupełnie inaczej się ćwiczy ze sztangą. Nie trzeba się koncentrować na balansowaniu tym hantlami. Zdaję sobie sprawę z tego, że wykroki ze sztangą są mniej zaawansowane technicznie, niż tego z hantlami. Jednak wolę – na początku oczywiście-  dobrze wykonywać mniej zaawansowane ćwiczenie i potem przejść do trudniejszych, niż na siłę kaleczyć te trudniejsze. Przecież chodzi o to aby każde z ćwiczeń było wykonane dobrze technicznie, a nie zrobione na odwal się i tylko po to aby powiedzieć „zrobione”. Na wszystko przyjdzie czas. Na przesiadkę ze sztangi na hantle też. Zresztą sztanga jest dla mnie dużo wygodniejsza. Po tylu wcześniejszych seriach po prostu pewniej się czuję ze sztangą niż hantlami.                                                                                                                                                                                    
W kwestii jedzenia nic się nie zmieniło, ale od jutra są planowane już jakieś zmiany, które Wiktor naniósł już na moją rozpiskę. Coraz ciężej przychodzi mi pomieszczenie w sobie takiej ilości jedzenia hehe. Przecież ja nie lubię jeść! :D Waga podskoczyła mi o aż, bądź tylko 600g. Nie wiem czy jest do dobry, słaby czy umiarkowany wynik. Ocenę pozostawiam profesjonalistom .
                                                                                                                                            
                                                                                                                    Z Katalońskim Pozdrowieniem
                                                               `                                                                                               JJ

           21.10.2014r.
Dzień 12 pt. „Dzień klatki i dzień zmian”

                Dzień zmian, ale w tych kategoriach można rozpatrywać cały tydzień. Każdy kolejny trening ma nowe elementy. Chodzi oczywiście o konkretne ćwiczenia. W poniedziałek włączyliśmy ten magiczny kombajn do robienia łydek i ud. Następnie zmiana suwnicy. Potem korekta wykroków. Dziś klatkę robiliśmy też inaczej niż zwykle. Zaczęliśmy od prostej ławeczki i wyciskania, następnie ławeczka łamana i wyciskanie hantli. Ogólnie dziś sporo pracowaliśmy na ławeczkach bo nie ominęliśmy ławki łamanej w dół.                                                                                                                                  

Zaskoczył mnie Wiktor tymi zmianami, ale skoro on uważa, że tak trzeba to ja jako jego podopieczny robię to co mi nakazuje. Zresztą jestem człowiekiem otwartym na różnego rodzaju zmiany czy modyfikacje. Zero marudzenia i narzekania. Do temu trzeba podejść poważnie i zrobić swoje najlepiej jak się da. Mając już jakieś tam porównanie mogę stwierdzić, że dzisiejsze robienie klatki jest mocniej zaawansowane techniczne niż poprzednie treningi. Wiadomo jak jeszcze stoję z technika więc irytowało mnie trochę to, że brakuje mi jeszcze do perfekcji. Na perfekcje przyjdzie też pora. Zresztą Wiktor to chyba lubi mnie czasem opier…. , że coś robię nie tak jak on powiedział. Nie robię oczywiście tego świadomie czy też  na złość. Mam póki co jeszcze braki.                                                   

Zaobserwowałem też, że mój coach lubi na koniec treningu dać mi ćwiczenie na „dojechanie”. Małe obciążenie,  jedna seria, duuuużo powtórzeń. 100 albo i więcej. Na początku jest lekko, nawet bardzo, ale przy 20 czy 30 robi się już ciężej, a gdzie do tej 100 hehe.                                     

Bardziej zadowolony byłem z poprzednich treningów klatki. Hmmm może inaczej. Nie to, że byłem bardziej zadowolony tylko po dzisiejszym czuję pewien niedosyt z powodu technicznych braków. Jednak całą zmianę oceniam bardzo pozytywnie. Może niedługo przyjdzie pora na kolejne. Nie to, że coś mi się znudziło tylko sama zmiana, która niesie ze sobą pewne nowości jest po prostu ciekawaJ.                                                                                                                                                                                      
W treningu nastały zmiany i miały one też miejsce w diecie. Wiktor wykopał mi wheya z pierwszego posiłku i wrzucił go razem z kreatyna zaraz po treningu ( jeszcze na siłowni). Posiłek po treningu najczęściej wypada mi jakieś 45-60 min po wyjściu z siłowni. Na miejscu wheya pojawił się jogurt naturalny, a konkretnie 200g takiego jogurtu. Do śniadania doszło jeszcze 60 g chleba razowego. Całkiem sporo tego się zrobiło w tym pierwszym posiłku. Muszę zacząć wstać wcześniej aby nie jeść w pośpiechu hehe. Do drugiego posiłku zostały dołączone płatki owsiane w ilości 60 g i ucięte 30 g chleba razowego. Reszta posiłków jest niezmienna jeżeli chodzi o ilości i składniki. Ciężko się robi z tym jedzeniem. Na ten moment wychodzi ponad 3500 kcal. Dla jednych to mało, a dla drugich to dużo. Ja jestem z tych trzecich. Dla mnie jest to ogromnie dużo, a Wiktor już coś wspominał o kolejnym dodawaniu hahaha

          Z Katalońskim Pozdrowieniem
                  JJ






             22.10.2014r.

Dzień 13 pt. „Szczęśliwa 13, bo brzuch dobrze dojechany”
                
Środa. Dzień inny od pozostałych 4. Trening od rana, inne godziny jedzenia, zmiana kolejności posiłków. To już przecież wiadomo. Więc dlaczego ta sobota jest jeszcze bardziej inna? Po pierwsze jest kolejnym dniem, w którym nastąpiły zmiany w treningu. Po drugie powiedziałem Wiktorowi, abyśmy mocniej brzuch dojechali. Moje prośby zostały przez niego wysłuchane.                                           

Brzuch robię na końcu, więc teraz też o nim będzie na końcu. Zrobiliśmy solidna rozgrzewkę i następnie zaczęliśmy trening barków. I to był mój pierwszy szok. Pierwszym ćwiczeniem było podrzucanie sztangi nad głowę czyli żołnierskie wyciskanie stojąc. Pomyślałem sobie, że chyba jeszcze ze szkolenia nie wrócił. Nigdy wcześniej czegoś takiego nie robiłem, więc moje największe obawy wiązały się z tym, aby ten ciężar – mimo, że nie jakiś ogromny- nie spadł mi na głowę. Wiktor jak zwykle mnie asekurował, więc po chwili obawy poszły w odstawkę. Pierwsza seria była ciężka. Pewnie dlatego, że była pierwszą w życiu – tak sobie pomyślałem. Byłem w błędzie. Wiktor powiedział, że mam mieć ciągle napięte mięśnie brzucha. Skubany miał racje – jak zawsze. Druga, trzecia i czwarta seria poszły o niebo lepiej niż pierwsza. Były momenty, że nie czułem obciążenia.                                   

Kolejnym ćwiczenie było wyciskanie hantli nad głowę siedząc. I tu powraca mój mini koszmar czyli technika. Chociaż było chyba nią trochę lepiej niż wczoraj ( klatka). 4 serie po 12 powtórzeń i już mocno czułem barki. Ale o to przecież chodzi J                                                                                                                           
Dzisiejszy dzień jest pierwszym takim, w którym robiliśmy same nowe ćwiczenia barków. Na koniec zostało oczywiście „dojechanie” barków i 100 powtórzeń unoszeń ramion  wysokość czoła z hantlami. Mały, wręcz malutki ciężar ( po 2kg  na rękę), a po skończeniu bolało mnie wszystko od barków po dłonie…                                                                                                                                                                
 Z robieniem brzucha  u mnie jest jak z jedzeniem obiadu przez małe dziecko. Najlepsze zostawia się na koniec. Brzuch też był „nieśrodowy”. Allahy 4 serie po 15 powtórzeń obciążenie 80kg na początek. Później coś Total mega hiper super etc itp. itd. !! Wiktor! Jak to się nazywało ?! Rambo ? Nieważne. Ważne jest to, że podobne cuda to ja widziałem w filmach z Sylwkiem Stalone :D To może opiszę. Kładziemy się grzecznie na prostej ławce, ręce za głowę i łapiemy się ławki. Trzymamy najmocniej jak umiemy. Następnie opieramy się mocno na plecach, ale tak od wysokości  łopatek. Wszystko od łopatek w stronę nóg unosimy do góry. Jesteśmy w kształcie litery L. Jak już to mamy opanowane i zaczynamy opuszczać tą cześć ciała, która nie dotyka ławeczki. Oczywiście staramy się robić to tak aby nic - prócz pleców na wysokości łopatek – nie dotykało ławeczki. Robiłem mnóstwo różnych ćwiczeń na mięśnie brzucha, ale czegoś takiego to jeszcze nie przeżyłem. Daleki byłem od ideału, a i tak czułem palenie w brzuchu przy każdym podnoszeniu i opuszczaniu nóg. Oczywiście nie opuszczamy nóg do samego końca!!! Uwielbiam to palenie w mięśniach brzucha! No tak już mam J Ostatnim dzisiejszym ćwiczeniem bo zwisanie na drążku z podciągniętymi kolanami do klatki obracanie nimi w lewo i w prawo. Ciężka sprawa to po tak ciężkim treningu. Pod koniec to miotałem się już trochę na tym drążku, ale za tydzień będzie już znacznie lepiej!                                                                            
W kwestii jedzenia w tym tygodniu już się nie zmieni. Czekamy do poniedziałku do ważenia i wtedy będziemy rozważać opcję dodania kcal.

                     Z Katalońskim  Pozdrowieniem                                                                  JJ



            23.10.2014r.

Dzień 14 pt. „Całkiem nowe plecy”

Jak już wcześniej pisałem, ten tydzień cechuje się sporymi zmianami w treningu. Nowe ćwiczeniach na nowo poznanych maszynach. Brzmi ciekawie i też tak było! Do tej pory czwartek był dniem najtrudniejszym dla mnie. Wiele razy już to powtarzałem, że trudność ta wynika z techniki, której jest u mnie mało. Tym razem plecy wydawały mi się mniej techniczne. Albo po prostu ćwiczenia bardziej mi leżały, bo Wiktor mnie za często nie upierdzielał. Może chciał być miły ?:D O to trzeba już się zapytać Pana Coacha :D 

Mówiąc/pisząc już całkiem poważnie, z ręką na sercu mogę powiedzieć, że był to mój najlepszy trening pleców. Ktoś może powiedzieć, ale przecież były dopiero trzy. Prawda. Dopiero trzy, ale ten był zdecydowanie najlepszy. Oczywiście wyrażam teraz swoją subiektywną opinie. Wiktor może być zupełnie innego zdania. Swoją drogą bardzo jestem jego ciekaw, ale tą przyjemność zostawię sobie na późniejszych okres naszej współpracy.      Dużo łatwiej mi się trenowało, ale to nie znaczy ze była jakaś taryfa ulgowa. Nie chcę czegoś takiego. Zawsze ciśniemy na maxa! Jeżeli nie mogę dokończyć serii tzn., że serio już nie mam siły, a nie że odpuszczam bo mi się nie chce. Mi się zawsze chce. Ostatnio nawet usłyszałem pytanie „ ciekawe ile będzie Ci się chciało chodzić na siłownie?”. Odpowiedź była natychmiastowa i stanowcza „ tak długo, aż osiągnę swój cel, a jak go osiągnę to nie przestanę ćwiczyć”. Jaki byłby sens tego naszego planu jeżeli miałbym przerwać go w połowie? Szkoda mojego i Wiktora czasu, kasy etc…                                                                     
Tak więc z początkowym założeniem, każdy trening z zaczynam z ogromnym optymizmem i zorientowaniem na jak najlepsze zrobienie treningu. Dziś trenowało mi się bardzo dobrze i płynnie. Na dodatek obciążenie też były dobrze dobrane przez Wiktora, więc półtorej h było mądrze przepracowane. Oby jak najwięcej takich treningów!

 Jedzenie. Jak ja tego nie lubię… Postały już te tabsy jako alternatywa dla żarcia ?? Dojdzie do tego, że jedzenie będzie mi zajmowało pół dnia heheh. Teraz już pochłania sporo czasu. Mówię o jedzeniu i przygotowaniu tego jedzenia. W kwestii ilości i produktów nic nie uległo zmianie.
                                                                                 

                                                                                                        Z Katalońskim Pozdrowieniem
                              JJ





25.10.2014r.

Dzień 15 pt. „Sobota czyli dzień długo wyczekiwany”
            
Lubię soboty. Wstaję rano o ludzkiej godzinie, jem śniadanie, sprawdzam co się dzieje na świecie, odpalam jakiś film i robię sobie drzemkę. Jem drugie śniadanie i szykuję się na siłownie. Na miejscu jestem koło 12. Trening rąk i brzucha, prysznic i do domu. I jestem wolny jak przysłowiowa „dzika świnia”.                                                                                           
Ta sobota była jednak  inna od pozostałych. Czekałem na nią dobre pół roku więc od kilku dni chodziłem lekko poddenerwowany. Dzisiaj gra moja przecież moja Barca z Realem. Jako wieloletni Cule nie potrafię być spokojny na kilka godzin przed spotkaniem.                    
Nie będę się rozwodził dłużej nad tym tematem bo przecież nie o to w tym chodzi. Jeżeli czwartkowe plecy były moimi najlepszymi to sobotnie ręce i brzuch były najgorszym treningiem tych partii.                                                                                                                
Jak na sobotę trening był dość długi. I wszystko byłoby całkiem ok. gdyby nie przedramiona. Ale zacznę od początku. Tym razem – jak na tydzień zmian przystało- zaczęliśmy od tricepsu i wyciskania z wąskim uchwytem. Szło mi na tyle dobrze, że Wiktor nie omieszkał co serie dorzucać mi obciążenia. Następnie robiliśmy triceps na urządzeniu, które nazywa się Brama :D Wątek piłkarski musiał się przewinąć.                                                   
Biceps robiliśmy na modlitewniku z pomocą suwnicy. Obciążenie nie za duże nie za małe, a zmachałem się jak głupi. Potem przeszliśmy do robienia bicepsu sztangą do chwytu młotkowego. Idealnie dobrane obciążenie. Dosłownie w sam raz. Przy czwartej serii powtórzenia robiłem ostatkami sił. Później dopompowaliśmy triceps 100 powtórzeń na suwnicy. Jak zwykle małe obciążenie (20kg) i do odciny mięśniowej. Na początku nie czuje się tego obciążenia, jednak po pewnym czasie ma się wrażenie jakby na suwnicy było 80 kg, a nie 20.                                                                                                                                                        
Po wszystkich seriach na biceps i triceps, przyszła pora na przedramiona. Nienawidzę tego ćwiczenia, ze wszystkich w skali całego tygodnia. Dosłownie nienawidzę!!! Raptem 2 ćwiczenia, jedno po drugim, a dłuży mi się jakbym cały trening temu poświęcał. Na dodatek te obciążenia… Małe! Męczy mnie to psychicznie, że robię to ćwiczenie na małych obciążeniach, a mój organizm zachowuje się jakby było tego z 5 razy tyle…                                   
Pierwszym – z mega serii- ćwiczeniem było trzymanie sztagi za sobą na wyprostowanych rękach ( trochę poniżej tyłka). Niby nic takiego, ale jak dorzucić do tego podwijanie i odwijanie nadgarstków z ta sztangą to już nie jest tak kolorowo. Aaaa no i jeszcze jedno! Przy odwijaniu sztangę należy opuścić na same opuszki palców! Dla mnie masakra!! Dosłownie traciłem czucie w dłoniach… Przez co musiałem małe przerwy robić, a ja tego nie lubię!! Drugą częścią mega serii było jak zwykle trzymanie sztangi nachwytem i opuszczanie o podnoszenie jej za pomocą samych nadgarstków. W tym temacie jestem totalnym ułomem, bo nie dość, że robię to małym ciężarem – chociaż większym niż ostatnio – to jeszcze fatalnie mi to idzie technicznie… Mam spore trudności z równym trzymaniem przedramion tak aby się nie ruszały czy nie rozchodziły na boki. Dla mnie jest to mega mordęga!!! Serio. Bardzo chcę się poprawić pod tym kątem, ale czuję że będzie to niezmiernie trudne! Nie poddam się, bo jest to dla mnie jakimś wyzwaniem.                                    
Przez  te przedramiona i przerwy mam kiepskie odczucia po całym treningu. Czuję się tak jakby cały trening był fatalny. I to mnie dodatkowo wpienia… Za tydzień nie wyjdę z siłowni póki nie zrobię treningu przedramion tak abym był zadowolony! Obiecuje!!!!!!

                      Z Katalońskim Pozdrowieniem
                  JJ



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz