Wyszukiwarka

29.10.2014

Podsumowanie kilku kolejnych dni

Postanowiliśmy, że recenzje/opisy/kartki z kalednarza naszych treningów będziemy wrzucać w większych ilościach. Tak też jest i tym razem.

                                                                                                                                               27.10.2014r.
Dzień 16 pt. "Dzień ważenia i mierzenia i coś jeszcze"

Właśnie mija 16 dzień naszej współpracy, a co za tym idzie rozpoczęliśmy 4 tydzień walki z ciężarami, techniką, bólem etc. Mój trener od piłki zawsze powtarzał "Jeżeli na meczu się nie spociłeś i nie pobrudziłeś tzn., że chu.... grałeś". I to jest prawda, święta prawda! To samo tyczy się treningów. Jeżeli następnego dnia czy 2 dni później nie czuje się tej partii, którą się ćwiczyło tzn., że sie nie przykładałeś do treningu. Póki co nie miałem jeszcze takiej sytuacji i to mnie niezmiernie cieszy! Trening zaczęliśmy nietypowo bo od ważenia i zbierania pomiarów. I idąc od początku muszę wspomnieć o lekkim szoku. Szok był spowodowany wagą, która pokazała się na wadze... Nie przytyłem nic a nic :/ A jem przecież za 3 dużych chłopów. Robotnicy na budowie Fabrycznego jedzą mniej ode mnie! Może mój metabolizm jest tak nakręcony, że mimo dużych ilości jedzenia nie mogę przytyć. Reakcja Wiktora była szybka "durzucamy coś, ale już nie węgle bo nie pomieścisz" (dzięki Ci WODZU!! Bo serio już ledwo mieściłem). Następnie poszliśmy się pomierzyć. Nie pamiętam dokładnie wszystkich wymiarów jakie braliśmy na samym początku.Wiem, że Wiktor ma to wszystko zapisane i na bank porówna wyniki. Krótko po treningu dostałem od niego info. "1,5 cm więcej w bicepsie!!". Kurnaaaa! Jak ? Nie przytyłem, a poszło o 1,5 cm w góre ? Cieszę sie oczywiście, bo przecież to jest super nagroda po ciężkiej pracy, ale czy to znaczy, że lecę z tłuszczu i przybieram na mięśniu i dlatego waga stoi ? Nie wiem. Fajnie by było, aby wymiary systematycznie się poprawiały :)
Po mierzeniu rozgrzałem się i przystąpiliśmy do treningu. Oczywiście nóg jak przystało na poniedziałek. I na pierwszy ogień mój ukochany kombajn. Kolejny szok bo Wiktor dorzucił już więcej obciążenia. Pomyslałem "chłop oszalał", bo raptem tydzień temu ledwo potrafiłem wstać przy każdym powtórzeniu, a teraz daje więcej. Dał i miał racje! Skubany zawsze ma racje hehe! Tym razem nie dałem się tak łatwo kombajnowi i bardzo dobrze mi się na nim ćwiczyło. Nie mógł on mnie już niczym zaskoczyć, więc ja go zaskoczyłem energią przy każdym powtórzeniu w każdej z 4 serii. Następnie przeszliśmy na suwnice i 4 serie po 15 powtórzeń i 125 kg. Heheh zajarzyłem co znaczy "nie składaj nóg do środka":) Takie banalne, a czasami trzeba do człowika łopatologicznie ! Najważniejsze, że czaję już co jest 5! Później prześliszmy do ćwiczenia na stojąco pt. "dzień dobry". Szybkie 4 serie po 8 powtórzeń i ciśniemy dalej!! Łydki na kombajnie też robiło mi się bardzo dobrze. Rozgryzłem co mam robić,aby było mi najwygodniej i najlepiej się robiło to ćwiczenie. Na samym początku ustawiam stopu na podeście tak abym później nie musiał się już z tym szarpać. Nie mogło zabraknąć też jednego z moich ulubionych ćwiczeń czyli wykroków. 40 Ich było tym razem. Sztanga na plecy i jedziemy. Kolano zgięte jak najniżej, zakaz garbienia się i jedziemy! Haaaa tym razem nie leżałem na ziemi jak mam to w zwyczaju, ale oddech ciężko było złapać. Swoją drogą to śmiesznie muszą wyglądać te moje wykroki bo zawsze jak je robie to wszyscy się patrzą. A może to zasługa Wiktora, który idzie przede mną i pokazuje mi rękoma - jak Pan z pomaranczowymi lizakami na lotnisku-, w którą strone mam się przesunąć, aby nie przydzwonić w kwiaty czy filar hahah.
...coś jeszcze! Brzuch w gratisie! A co! Przecież uwielbiam te treningi, więc na brzuch jest zawsze czas! 2 ćwiczenia! Unoszenie nóg nad drążek 4 serie po 12! Polecam rękawiczki! Dwie serie bez nich i nie czułem dłoni. Potem 4 serie Allahów po 15 powt. 80 kg! :D niedług braknie obciążenia!
W kwestii jedzenia dziś jeszcze jest bez zmian, ale jak tylko dostarcze Wiktorowi rozpiskę z żarciem to podziele się tym co tam dopisał. Oby dotrzymał słowa i nie dodawał węgli!

                                                                                                           Z Katalońskim Pozdrowieniem
                                                                                                                                        JJ
PS. Tak sobie pomyśłałem. Na wszystkich filmikach na YT widać jak osoby treujące mają słuchawki na/w uszach! Jak dla mnie to jest mega niewygodne, ale nie do tego dążę. Pomyslałem, że może dorzucać będę jakiś link/ tytuł kawałka, którego słuchałem przed treningiem, aby jeszcze mocniej się nakręcić. Pewnie niektóre mogą być sporym zdziwieniem, ale wszystkie mają swoje wytłumaczenie. To może na pierwszy rzut będzie coś takiego : https://www.youtube.com/watch?v=OiNgz6KDD2k


                                                                                                                                              28.10.2014r.
Dzień 17 pt. "Więcej swobody"

Zmotywowany wczorajszym info o poprawie w bicepsie, nakręciłem się mocno na jeszcze lepsze wyniki w klacie. Dziś jest przecież "treningowe piątunio" czyli dzień, na który czekają wszyscy siłacze ! :D  Trochę później niż zwykle się pojawiłem na siłowni bo, kombinują coś oddaniem Inflanckiej i były mega korki. Nie lubię się spóźniać, nie mam tego w zwyczaju, więc "za karę" postanowiłem dać sobie w kość! Pobiegałem 10 min i przy okazji dowiedziałem się od Zosi - czyli z pewnego zródła - co w trawie piszczy na siłowni :D A tak już całkiem poważnie to rozgrzałem się oczywiście i zaczęliśmy trening. Inny od wcześniejszych bo część z niego będę robił sam. Miałem co do tego mieszane uczucia, ale może niepotrzebnie.
Ale od początku. Pierwsze ćwiczenie czyli wyciskanie na prostej ławce. Korzeń robi swoje, więc Wiktor dorzucił mi trochę obciążenia. Czułem moc! Kurcze serio ją czułem. Jakiś czas temu mocno walczyłem z mniejszym ciężarem, a teraz był ogień! Jak u Dzika ( dzięki Kinga) przystało :D Następnie wyciskanie sztangielek na dodatniej ławce. Lekko ponad 25 stopni i 18kg - jeżeli mnie pamięć nie myli. Połowe tego ćwiczenia robiłem już sam. Nie czułem się komfortowo z tą świadomością, ale jakoś poradziłem sobię z tym ciężarem i technicznie aż tak bardzo chyba nie kaleczyłem. Później przyszła pora na maszyne, na której w pozycji siedzącej należy wypychać ręce przed siebie z wysoko trzymanymi łokciami, opartą głową i wyprostowanymi plecami. Poszło! Również wielkiej tragedii nie było. Jednak takową wyczuwałem podczas kolejnego ćwiczenia. Rozpiętki na ławce ujemnej. Poprzednim razem, topornie mi to szło, przyznaję się bez bicia. To było coś nowego dla mnie i może dlatego tak kaleczyłem. Teraz aby tego uniknąć poprosiłem o pomoc Sebastiana. Dobry to chłopak, więc nie było najmniejszych problemów z tym aby poświecił mi chwilę czasu. 4 serie po 15 powtórzeń. Dwie pierwsze po 8 kg na stronie, kolejne dwie po 10 ( hantle były już wolne). Ostatnim ćwiczeniem było ...Wiktora ulubione dopompowanie, czyli niewielkie obiciążenie i max. powtórzeń. Butterfly był zajęty, więc musiałem coś innego wymyślić. O radę poprosiłem Sebastiana. Ten poradził mi opuszczanie i unoszenie nad głowę rąk z obciążeniem opierając się łopatkami o ławkę. Bardzo ciekawe ćwiczenie, przy każdym powtórzeniu czuć jak ciągnie mięśnie. W pewnym momencie zabolał mnie prawy bark. Myślałem, że może przekrzywiłem rękę pod ciężarem, przy kilku kolejnych powtórzeniach było to samo, więc odpuściłem to ćwiczenie, żeby przez dobre chęci krzywdy sobie nie zrobić. Zmieniłem to ćwiczenie na pompki. 40 powtórzeń po treningu klatki było już sporym wyczynem. Butterrly się w miedzyczasie zwolnił więc postanowiłem się już totalnie dojechać. 100 powtórzeń 15 kg i 60 powtórzeń 20kg.Oj klata będzie boleć :D!!!!!  Więcej swoby, bo Wiktor nie mógł nade mna czuwać tak jak było do tej pory. Jak było ? Ok, ale wolę jednego mojego coacha obok!
Zapomniałem dziś rozpiski z jedzeniem, więc dziś jeszcze po staremu, ale jutro już na bank ją wezmę! Tak jak pisałem wczoraj podkręcam kolejny kawałek, którego słucham przed siłownią. https://www.youtube.com/watch?v=GC5E8ie2pdM&ob=av2e
Cóż poradzę, że lubię tą kobitkę :D

                                                                                                 Z Katalońskim Pozdrowieniem
                                                                                                                                 JJ


                                                                                                                                             29.10.2014r.
Dzień 18 pt. "Kto rano wstaje, ten ma wolne popołudnie"

Jak to bywa w środy, wizyty na siłowni jest zaplanowana na 7:00. Dziś pora na barki i brzuch.Wyjątkowo spokojnie mi się dziś ćwiczyło, bo po siłowni wracam do domu! Wolne w pracy, więc człowiek zupełnie inaczej patrzy na cały dzień :D Barki po wczorajszej klacie? Dobry pomysł !
Podrzut żołnierski rozpoczął nasz trening. Oczywiście z większym obciążeniem niż poprzednio. Pierwsza serie nie była idealna, ale w kolejnych się już poprawiłem. Później poszliśmy powalczyć z hantlami i ich wyciskaniem nad głowe. Mocno mnie zaskoczyła ostatnia seria bo robiłem ją 14kg na strone, a w tamtym tygodniu 12 kg było mi bardzo ciężko. Potrafię jeszcze czasem sam siebie zaskoczyć :D Kolejne ćwiczenie można nazwać X, bo tak się wygląda podczas jego robienia hehe. Cisnę je na magicznej bramie. Lewa suwnica w prawym reku, prawa w lewym. Podnosimy łapy do góry, aby wyszło nam piękne X, ale uważamy na to aby łokcie były wyżej od nadgarstków!
Następnie przyszła pora na ćwiczenie, które wygląda jak przytulanie wielkiego gościa. Ta sama suwnica na tej samej bramie i pasek do yogi! Stajemy w pozycji wyprostowanej, ręce również wyprostowane przed sobą, ale w odległości tak ok. 0,5 m jedna od drugiej. Następnie z tej pozycji rozchylamy je na maxa do tyłu. Coś jak Leo DiCaprio w Titanicu jak stoi na dziobie hehe. A tak całkiem serio to wydaje się to proste, ale jest odwrotnie. Ostatnie powtórzenia w serii są strasznie cieżkie! Ciężar jest mały, bo chyba 15 kg, ale swoje robi i to bardzo.
Na dopompowanie Wiktor dał mi max potówrzeń w opuszczaniu i podnoszeniu gryfu za głową na suwnicy, aleeee siędząc na piętach. I teraz pytanie :D Która z partii mięsni odezwała się jako pierwsza? NOGI!!! Bo nogi się odezwały dziś rano hahah ! Co sie odwlecze to nie uciecze itp. itd. etc. :) Naliczyłem 60 powtórzeń i musiałem przestać bo nogi już nie wytrzymywały, a konkretnie uda. A jeszcze wczoraj mówiłem Wiktorowi, że w następny pon. musimy mocniej nogi zrobić, bo jakoś ich mocno nie czuję hahah :D Jurek, chłopie, byś się kiedyś zastanowił zanim coś powiesz ;)
Ale ale ale! Przyszła pora na brzuch! Brzusio, brzunio, brzuszek tzn. trza go sponiewierać. I tu chiałbym przeprosić za wprowadzenie w błąd, bo ostatnio wspominałem chyba o ćwiczeniu "Rambo", a to było "Rocky". Kurna, a może dobrze mówiłem?! Sam już nie wiem. No, ale wracając. Myślałem, że po ostatnim robieniu brzucha teraz będzie mi łatwiej. Eeeeeee błąd! "Rocky/Rambo" poszło mi fatalnie! Dosłownie fatalnie. Jeszcze Wiktor dał mi "kopa" w momencie kiedy pokazywał jak sie powinno je poprawnie robić. Ale spoko chłopaku! Daj mi trochę czasu i będziemy sie mierzyć, kto zrobi więcej poprawnych powtórzeń ! :D Obiecuje Ci to!! ;)
Po tym całym nieszczęsnym "Rambo/Rocky" przeszliśmy do ostatniej dzisiaj serii, którą robiliśmy na maszynie, która działa na zasadzie skłonów, ale w pozycji siedzącej. 4 serie. Zaczęliśmy od 85 kg, ale później już zmęczenie sie odezwało, a co za tym idzie kaleczenie, więc zmniejszyliśmy do 65kg. Kto wie jak nauczyć swojego podopiecznego techniki w wykonywanym ćwiczeniu ? :D Ja!! Od dzisiaj wiem. Jak się uczy takiego delikwenta, aby robił brzuch dobrze technicznie na tym urządzeniu, o którym przed chwilą wspomniałem ? A no wkłada się paluchy między kolejne odważniki i mówi " jak będziesz opuszczał ciężar do końca to mi palce zgnieciesz". Nosz w morde terrorysta heheh :D Dobrze się spiąłem, bo nie chciałem mieć później palców Wiktora na sumieniu!!
Jedzenie! Nie, nie zapomniałem rozpiski! Dorzucone zostały tluszcze do 3 i 4 posiłku. Także, zamiast odpowiednio 16g i 14 g oleju rzepakowego i lnianego, od dziś będzie tego po 20g. Dodatkowo dorzucone zostało 30 g sera twarogowego chudego. Więc ze 170g, zrobiło się 200g. Kcal polecą w górę, ale nie będę tak tego odczuwał jeżeli chodzi o ilość jedzenia.
Kolejny utwór dedykuje Panu Wiktorowi, że magiczne ćwiczenie X na bramie!!! https://www.youtube.com/watch?v=H91kWpUNiwU

                                                                                           Z Katalońskim Pozdrowieniem
                                                                                                                           JJ
PS. Sorka za wszelkie literówki!

28.10.2014

Podsumowanie Jurka z paru dni.




Ponieważ dawno nic nie wstawialiśmy trochę się tego nagromadziło. Wrzucam Wam relację Jurka z kilku dni...macie co czytać! A już niebawem film z treningu klatki piersiowej!
                                                                                                                                                    Wiktor

           20.10.2014r.
Dzień 11pt. „Nogi, kochane nogi”
               
Było już o tym, że jest to najcięższy trening, było o tym, że mam odciny energii, było już o tym, że ledwo chodzę. Myślę, że warto wspomnieć dlaczego tak bardzo lubię trening nóg. Hmmm po pierwsze pracuję się z fajnym ciężarem. Początkowo byłem mocno zdziwiony, że jestem wstanie ćwiczyć z takimi obciążeniami. Po drugie jest to najdłuższy trening w tygodniu, a ja lubię długo. Po trzecie z każdym treningiem zauważalny jest progres, a przecież jest to jeden z najlepszych motywatorów. Po czwarte 29 serii jest sporym wyzwaniem, a ja lubię wyzwania. Po piąte leje się ze mnie ciurkiem. Podczas żadnego innego treningu nie jest tak zlany potem jak po nogach. Po szóste nie wiedziałem, że trening nóg może prowadzi do tego, że będzie mi ciężko oddech złapać. Po siódme i ostatnie. Jest to najlepsze rozwiązanie na tak bardzo znienawidzony - przez wszystkich - dzień w tygodniu.                                                                                                                                                                              
Tym razem, poszliśmy trochę w inną stronę i zmieniliśmy maszyny. Nie mam zielonego pojęcia jak nazywa się to cudo na którym robiłem uda i łydki, ale dla mnie nazywać się będzie kombajnem  !! Dosłownie tak wygląda i nawet bez obciążeń swoje waży.  Po przysiadach na tym urządzeniu byłem tak zajechany, że mogłem iść do domu, a to było dopiero pierwsze ćwiczenie. Sporo było nowych – dla mnie- maszyn, ale również było miejsce na nowe ćwiczenia bez maszyn. Np. „dzień dobry”! Świetna sprawa, ale mam jeszcze małe obawy, że polecę do przodu ze sztangą. Dobrze, że Wiktor stale mnie asekuruje. Tak samo wygląda sprawa z czaplami(?), bo tak się to chyba nazywało. Coś nowego, zupełnie nowego. Obciążenie 20kg już jest mocno odczuwalne, ale cale ćwiczenie bardzo mi przypasowało.                                                             
Oczywiście nie obyło się bez znanych już mi ćwiczeń takich jak łydki siedząc  ze sztangą na kolanach. Dobrze, że jest to ostatnie ćwiczenie bo masakruje mnie totalnie. Łydki stojąc z tym kombajnem również są bardzo ciężkie. Ech i jeszcze te krótkie przerwy między seriami. Człowiek ledwo butelkę w rękę weźmie, a tu już trzeba się ustawiać.                                                                                      

Wiktor zmodyfikował mi wykroki z obciążeniem. Do tej pory robiłem je z hantlami. Dziś zdecydowaliśmy się zamienić hantle na sztangę. Muszę przyznać, że była to bardzo dobra decyzja. Zupełnie inaczej się ćwiczy ze sztangą. Nie trzeba się koncentrować na balansowaniu tym hantlami. Zdaję sobie sprawę z tego, że wykroki ze sztangą są mniej zaawansowane technicznie, niż tego z hantlami. Jednak wolę – na początku oczywiście-  dobrze wykonywać mniej zaawansowane ćwiczenie i potem przejść do trudniejszych, niż na siłę kaleczyć te trudniejsze. Przecież chodzi o to aby każde z ćwiczeń było wykonane dobrze technicznie, a nie zrobione na odwal się i tylko po to aby powiedzieć „zrobione”. Na wszystko przyjdzie czas. Na przesiadkę ze sztangi na hantle też. Zresztą sztanga jest dla mnie dużo wygodniejsza. Po tylu wcześniejszych seriach po prostu pewniej się czuję ze sztangą niż hantlami.                                                                                                                                                                                    
W kwestii jedzenia nic się nie zmieniło, ale od jutra są planowane już jakieś zmiany, które Wiktor naniósł już na moją rozpiskę. Coraz ciężej przychodzi mi pomieszczenie w sobie takiej ilości jedzenia hehe. Przecież ja nie lubię jeść! :D Waga podskoczyła mi o aż, bądź tylko 600g. Nie wiem czy jest do dobry, słaby czy umiarkowany wynik. Ocenę pozostawiam profesjonalistom .
                                                                                                                                            
                                                                                                                    Z Katalońskim Pozdrowieniem
                                                               `                                                                                               JJ

           21.10.2014r.
Dzień 12 pt. „Dzień klatki i dzień zmian”

                Dzień zmian, ale w tych kategoriach można rozpatrywać cały tydzień. Każdy kolejny trening ma nowe elementy. Chodzi oczywiście o konkretne ćwiczenia. W poniedziałek włączyliśmy ten magiczny kombajn do robienia łydek i ud. Następnie zmiana suwnicy. Potem korekta wykroków. Dziś klatkę robiliśmy też inaczej niż zwykle. Zaczęliśmy od prostej ławeczki i wyciskania, następnie ławeczka łamana i wyciskanie hantli. Ogólnie dziś sporo pracowaliśmy na ławeczkach bo nie ominęliśmy ławki łamanej w dół.                                                                                                                                  

Zaskoczył mnie Wiktor tymi zmianami, ale skoro on uważa, że tak trzeba to ja jako jego podopieczny robię to co mi nakazuje. Zresztą jestem człowiekiem otwartym na różnego rodzaju zmiany czy modyfikacje. Zero marudzenia i narzekania. Do temu trzeba podejść poważnie i zrobić swoje najlepiej jak się da. Mając już jakieś tam porównanie mogę stwierdzić, że dzisiejsze robienie klatki jest mocniej zaawansowane techniczne niż poprzednie treningi. Wiadomo jak jeszcze stoję z technika więc irytowało mnie trochę to, że brakuje mi jeszcze do perfekcji. Na perfekcje przyjdzie też pora. Zresztą Wiktor to chyba lubi mnie czasem opier…. , że coś robię nie tak jak on powiedział. Nie robię oczywiście tego świadomie czy też  na złość. Mam póki co jeszcze braki.                                                   

Zaobserwowałem też, że mój coach lubi na koniec treningu dać mi ćwiczenie na „dojechanie”. Małe obciążenie,  jedna seria, duuuużo powtórzeń. 100 albo i więcej. Na początku jest lekko, nawet bardzo, ale przy 20 czy 30 robi się już ciężej, a gdzie do tej 100 hehe.                                     

Bardziej zadowolony byłem z poprzednich treningów klatki. Hmmm może inaczej. Nie to, że byłem bardziej zadowolony tylko po dzisiejszym czuję pewien niedosyt z powodu technicznych braków. Jednak całą zmianę oceniam bardzo pozytywnie. Może niedługo przyjdzie pora na kolejne. Nie to, że coś mi się znudziło tylko sama zmiana, która niesie ze sobą pewne nowości jest po prostu ciekawaJ.                                                                                                                                                                                      
W treningu nastały zmiany i miały one też miejsce w diecie. Wiktor wykopał mi wheya z pierwszego posiłku i wrzucił go razem z kreatyna zaraz po treningu ( jeszcze na siłowni). Posiłek po treningu najczęściej wypada mi jakieś 45-60 min po wyjściu z siłowni. Na miejscu wheya pojawił się jogurt naturalny, a konkretnie 200g takiego jogurtu. Do śniadania doszło jeszcze 60 g chleba razowego. Całkiem sporo tego się zrobiło w tym pierwszym posiłku. Muszę zacząć wstać wcześniej aby nie jeść w pośpiechu hehe. Do drugiego posiłku zostały dołączone płatki owsiane w ilości 60 g i ucięte 30 g chleba razowego. Reszta posiłków jest niezmienna jeżeli chodzi o ilości i składniki. Ciężko się robi z tym jedzeniem. Na ten moment wychodzi ponad 3500 kcal. Dla jednych to mało, a dla drugich to dużo. Ja jestem z tych trzecich. Dla mnie jest to ogromnie dużo, a Wiktor już coś wspominał o kolejnym dodawaniu hahaha

          Z Katalońskim Pozdrowieniem
                  JJ






             22.10.2014r.

Dzień 13 pt. „Szczęśliwa 13, bo brzuch dobrze dojechany”
                
Środa. Dzień inny od pozostałych 4. Trening od rana, inne godziny jedzenia, zmiana kolejności posiłków. To już przecież wiadomo. Więc dlaczego ta sobota jest jeszcze bardziej inna? Po pierwsze jest kolejnym dniem, w którym nastąpiły zmiany w treningu. Po drugie powiedziałem Wiktorowi, abyśmy mocniej brzuch dojechali. Moje prośby zostały przez niego wysłuchane.                                           

Brzuch robię na końcu, więc teraz też o nim będzie na końcu. Zrobiliśmy solidna rozgrzewkę i następnie zaczęliśmy trening barków. I to był mój pierwszy szok. Pierwszym ćwiczeniem było podrzucanie sztangi nad głowę czyli żołnierskie wyciskanie stojąc. Pomyślałem sobie, że chyba jeszcze ze szkolenia nie wrócił. Nigdy wcześniej czegoś takiego nie robiłem, więc moje największe obawy wiązały się z tym, aby ten ciężar – mimo, że nie jakiś ogromny- nie spadł mi na głowę. Wiktor jak zwykle mnie asekurował, więc po chwili obawy poszły w odstawkę. Pierwsza seria była ciężka. Pewnie dlatego, że była pierwszą w życiu – tak sobie pomyślałem. Byłem w błędzie. Wiktor powiedział, że mam mieć ciągle napięte mięśnie brzucha. Skubany miał racje – jak zawsze. Druga, trzecia i czwarta seria poszły o niebo lepiej niż pierwsza. Były momenty, że nie czułem obciążenia.                                   

Kolejnym ćwiczenie było wyciskanie hantli nad głowę siedząc. I tu powraca mój mini koszmar czyli technika. Chociaż było chyba nią trochę lepiej niż wczoraj ( klatka). 4 serie po 12 powtórzeń i już mocno czułem barki. Ale o to przecież chodzi J                                                                                                                           
Dzisiejszy dzień jest pierwszym takim, w którym robiliśmy same nowe ćwiczenia barków. Na koniec zostało oczywiście „dojechanie” barków i 100 powtórzeń unoszeń ramion  wysokość czoła z hantlami. Mały, wręcz malutki ciężar ( po 2kg  na rękę), a po skończeniu bolało mnie wszystko od barków po dłonie…                                                                                                                                                                
 Z robieniem brzucha  u mnie jest jak z jedzeniem obiadu przez małe dziecko. Najlepsze zostawia się na koniec. Brzuch też był „nieśrodowy”. Allahy 4 serie po 15 powtórzeń obciążenie 80kg na początek. Później coś Total mega hiper super etc itp. itd. !! Wiktor! Jak to się nazywało ?! Rambo ? Nieważne. Ważne jest to, że podobne cuda to ja widziałem w filmach z Sylwkiem Stalone :D To może opiszę. Kładziemy się grzecznie na prostej ławce, ręce za głowę i łapiemy się ławki. Trzymamy najmocniej jak umiemy. Następnie opieramy się mocno na plecach, ale tak od wysokości  łopatek. Wszystko od łopatek w stronę nóg unosimy do góry. Jesteśmy w kształcie litery L. Jak już to mamy opanowane i zaczynamy opuszczać tą cześć ciała, która nie dotyka ławeczki. Oczywiście staramy się robić to tak aby nic - prócz pleców na wysokości łopatek – nie dotykało ławeczki. Robiłem mnóstwo różnych ćwiczeń na mięśnie brzucha, ale czegoś takiego to jeszcze nie przeżyłem. Daleki byłem od ideału, a i tak czułem palenie w brzuchu przy każdym podnoszeniu i opuszczaniu nóg. Oczywiście nie opuszczamy nóg do samego końca!!! Uwielbiam to palenie w mięśniach brzucha! No tak już mam J Ostatnim dzisiejszym ćwiczeniem bo zwisanie na drążku z podciągniętymi kolanami do klatki obracanie nimi w lewo i w prawo. Ciężka sprawa to po tak ciężkim treningu. Pod koniec to miotałem się już trochę na tym drążku, ale za tydzień będzie już znacznie lepiej!                                                                            
W kwestii jedzenia w tym tygodniu już się nie zmieni. Czekamy do poniedziałku do ważenia i wtedy będziemy rozważać opcję dodania kcal.

                     Z Katalońskim  Pozdrowieniem                                                                  JJ



            23.10.2014r.

Dzień 14 pt. „Całkiem nowe plecy”

Jak już wcześniej pisałem, ten tydzień cechuje się sporymi zmianami w treningu. Nowe ćwiczeniach na nowo poznanych maszynach. Brzmi ciekawie i też tak było! Do tej pory czwartek był dniem najtrudniejszym dla mnie. Wiele razy już to powtarzałem, że trudność ta wynika z techniki, której jest u mnie mało. Tym razem plecy wydawały mi się mniej techniczne. Albo po prostu ćwiczenia bardziej mi leżały, bo Wiktor mnie za często nie upierdzielał. Może chciał być miły ?:D O to trzeba już się zapytać Pana Coacha :D 

Mówiąc/pisząc już całkiem poważnie, z ręką na sercu mogę powiedzieć, że był to mój najlepszy trening pleców. Ktoś może powiedzieć, ale przecież były dopiero trzy. Prawda. Dopiero trzy, ale ten był zdecydowanie najlepszy. Oczywiście wyrażam teraz swoją subiektywną opinie. Wiktor może być zupełnie innego zdania. Swoją drogą bardzo jestem jego ciekaw, ale tą przyjemność zostawię sobie na późniejszych okres naszej współpracy.      Dużo łatwiej mi się trenowało, ale to nie znaczy ze była jakaś taryfa ulgowa. Nie chcę czegoś takiego. Zawsze ciśniemy na maxa! Jeżeli nie mogę dokończyć serii tzn., że serio już nie mam siły, a nie że odpuszczam bo mi się nie chce. Mi się zawsze chce. Ostatnio nawet usłyszałem pytanie „ ciekawe ile będzie Ci się chciało chodzić na siłownie?”. Odpowiedź była natychmiastowa i stanowcza „ tak długo, aż osiągnę swój cel, a jak go osiągnę to nie przestanę ćwiczyć”. Jaki byłby sens tego naszego planu jeżeli miałbym przerwać go w połowie? Szkoda mojego i Wiktora czasu, kasy etc…                                                                     
Tak więc z początkowym założeniem, każdy trening z zaczynam z ogromnym optymizmem i zorientowaniem na jak najlepsze zrobienie treningu. Dziś trenowało mi się bardzo dobrze i płynnie. Na dodatek obciążenie też były dobrze dobrane przez Wiktora, więc półtorej h było mądrze przepracowane. Oby jak najwięcej takich treningów!

 Jedzenie. Jak ja tego nie lubię… Postały już te tabsy jako alternatywa dla żarcia ?? Dojdzie do tego, że jedzenie będzie mi zajmowało pół dnia heheh. Teraz już pochłania sporo czasu. Mówię o jedzeniu i przygotowaniu tego jedzenia. W kwestii ilości i produktów nic nie uległo zmianie.
                                                                                 

                                                                                                        Z Katalońskim Pozdrowieniem
                              JJ





25.10.2014r.

Dzień 15 pt. „Sobota czyli dzień długo wyczekiwany”
            
Lubię soboty. Wstaję rano o ludzkiej godzinie, jem śniadanie, sprawdzam co się dzieje na świecie, odpalam jakiś film i robię sobie drzemkę. Jem drugie śniadanie i szykuję się na siłownie. Na miejscu jestem koło 12. Trening rąk i brzucha, prysznic i do domu. I jestem wolny jak przysłowiowa „dzika świnia”.                                                                                           
Ta sobota była jednak  inna od pozostałych. Czekałem na nią dobre pół roku więc od kilku dni chodziłem lekko poddenerwowany. Dzisiaj gra moja przecież moja Barca z Realem. Jako wieloletni Cule nie potrafię być spokojny na kilka godzin przed spotkaniem.                    
Nie będę się rozwodził dłużej nad tym tematem bo przecież nie o to w tym chodzi. Jeżeli czwartkowe plecy były moimi najlepszymi to sobotnie ręce i brzuch były najgorszym treningiem tych partii.                                                                                                                
Jak na sobotę trening był dość długi. I wszystko byłoby całkiem ok. gdyby nie przedramiona. Ale zacznę od początku. Tym razem – jak na tydzień zmian przystało- zaczęliśmy od tricepsu i wyciskania z wąskim uchwytem. Szło mi na tyle dobrze, że Wiktor nie omieszkał co serie dorzucać mi obciążenia. Następnie robiliśmy triceps na urządzeniu, które nazywa się Brama :D Wątek piłkarski musiał się przewinąć.                                                   
Biceps robiliśmy na modlitewniku z pomocą suwnicy. Obciążenie nie za duże nie za małe, a zmachałem się jak głupi. Potem przeszliśmy do robienia bicepsu sztangą do chwytu młotkowego. Idealnie dobrane obciążenie. Dosłownie w sam raz. Przy czwartej serii powtórzenia robiłem ostatkami sił. Później dopompowaliśmy triceps 100 powtórzeń na suwnicy. Jak zwykle małe obciążenie (20kg) i do odciny mięśniowej. Na początku nie czuje się tego obciążenia, jednak po pewnym czasie ma się wrażenie jakby na suwnicy było 80 kg, a nie 20.                                                                                                                                                        
Po wszystkich seriach na biceps i triceps, przyszła pora na przedramiona. Nienawidzę tego ćwiczenia, ze wszystkich w skali całego tygodnia. Dosłownie nienawidzę!!! Raptem 2 ćwiczenia, jedno po drugim, a dłuży mi się jakbym cały trening temu poświęcał. Na dodatek te obciążenia… Małe! Męczy mnie to psychicznie, że robię to ćwiczenie na małych obciążeniach, a mój organizm zachowuje się jakby było tego z 5 razy tyle…                                   
Pierwszym – z mega serii- ćwiczeniem było trzymanie sztagi za sobą na wyprostowanych rękach ( trochę poniżej tyłka). Niby nic takiego, ale jak dorzucić do tego podwijanie i odwijanie nadgarstków z ta sztangą to już nie jest tak kolorowo. Aaaa no i jeszcze jedno! Przy odwijaniu sztangę należy opuścić na same opuszki palców! Dla mnie masakra!! Dosłownie traciłem czucie w dłoniach… Przez co musiałem małe przerwy robić, a ja tego nie lubię!! Drugą częścią mega serii było jak zwykle trzymanie sztangi nachwytem i opuszczanie o podnoszenie jej za pomocą samych nadgarstków. W tym temacie jestem totalnym ułomem, bo nie dość, że robię to małym ciężarem – chociaż większym niż ostatnio – to jeszcze fatalnie mi to idzie technicznie… Mam spore trudności z równym trzymaniem przedramion tak aby się nie ruszały czy nie rozchodziły na boki. Dla mnie jest to mega mordęga!!! Serio. Bardzo chcę się poprawić pod tym kątem, ale czuję że będzie to niezmiernie trudne! Nie poddam się, bo jest to dla mnie jakimś wyzwaniem.                                    
Przez  te przedramiona i przerwy mam kiepskie odczucia po całym treningu. Czuję się tak jakby cały trening był fatalny. I to mnie dodatkowo wpienia… Za tydzień nie wyjdę z siłowni póki nie zrobię treningu przedramion tak abym był zadowolony! Obiecuje!!!!!!

                      Z Katalońskim Pozdrowieniem
                  JJ



20.10.2014

Dzień 9 i 10 projektu metamorfoza Jurka. Jurek nam się rozkręca :]


16.10.2014
Dzień 9 pt. „ Dzień techniki, techniki dzień”        
   
Czwartkowy trening powinien być najlepszy bo, mam sporo czasu na regeneracje przed nim. Okazuję się jednak najtrudniejszym i to nie ze względu na spore obciążenia – jak w przypadku nóg – tylko ze względu na technikę.                                                                                                                                                        
Większość energii pochłania koncentracja na technice i dokładności jaką trzeba się posługiwać przy robieniu pleców. Może to brzmieć śmiesznie, że koncentracja może pochłaniać energię, ale w moim przypadku tak jest. Jestem surowym technicznie przez co sporo sił kosztuje mnie dobrze technicznie wykonane ćwiczenie. Jest oczywiście lepiej niż tydzień temu, ale nie tyle dobrze żebym był w pełni zadowolony.                                                                                                                                  
Co ciekawe. Najwięcej problemów stwarzają mi niby te proste ćwiczenia. Hantle w rękach, wyprostowane ręce w łokciach i unoszenie kapturów do góry. Jak jestem wyprostowany to jeszcze jakoś idzie, ale w pozycji pochylonej do przodu jest już licho. Nie mogę się jeszcze wyzbyć nawyku lekkiego zginania rąk w łokciach. To nie jest tak, że mi się nie chce tego poprawić czy coś. Tu się rozchodzi właśnie o tą technikę. Dla jednych jest to banalne i mogą się dziwić, że ktoś ma z tym trudności, a dla drugich może to być problem. Dla mnie jest, ale już niedługo.                                                       

 Jest to moja pierwsza przygoda na siłowni i muszę się uczyć wszystkiego od początku. Wątpię aby ktoś od początku swoich wizyt na siłowni potrafił wykonać każde ćwiczenie idealnie technicznie. Jeżeli chodzi o wybór jednego z najfajniejszych ( wszystkie są fajnie) o  bardzo mi się podoba ćwiczenie na ławeczce do pleców. Skłony do przodu z obciążeniem.  Niby takie proste, ale dobrze daje w kość i potem czuć w plecach  te 4 serie po 15 powt. z dodatkowym obciążeniem 15 kg. Ostatnie powtórzenia są już mega ciężkie, ale ja zawsze walczę do końca J.                                                      

Jedzenia jest coraz więcej heheh. Nigdy chyba tyle nie jadłem co teraz. A co najlepsze ostatnio usłyszałem „Jurek znowu schudłeś”. Zacznę się martwić jeżeli będę jadł coraz więcej, a waga będzie spadać hehe. Liczę, że za jakiś czas ruszy ona w odpowiednią stronę J Wiem, że budowanie masy jest to mozolny i długoterminowy proces, więc przez głowę nie przejdzie mi nawet moment zwątpienia. Zresztą ! :D Coraz bardziej mi się podoba na mojej siłowni!!!      
             

18.10.2014
Dzień 10 pt. „Jeden z milszych akcentów weekendu”
                
Piątek wolny więc trzeba go z pamięci wymazać. Sobota to już na siłowni sensowna robota J Dzień rąk czyli zmora robienia przedramienia… Nadal jest to najcięższe ćwiczenie z całej tygodniowej palety.

Sporo dziś ludzi było, ale jakoś się dogadaliśmy co do sprzętu. Kolejność ćwiczeń była podobna do tych z zeszłego tygodnia. Biceps, triceps, przedramiona  no i oczywiście mój ukochany brzuch. Zaczęliśmy od bicepsu łamanym gryfem. Poszło mi lepiej niż ostatnio. Znacznie lepiej. Następnie hantle  i chwyt młotkowy. Też jest moim zdaniem lekki progres. Pompki na triceps również nieźle szły, ale muszę popracować trochę jeszcze nad odpowiednim ułożeniem ciała, aby się mniej bujać.  Spodziewałem się, że robienie tricepsa siedząc i trzymając hantel nad głową sprawi mi więcej kłopotów, ale nie był aż tak źle. Pozostałe ćwiczenie również całkiem szły aż do momentu przedramion, które nadal są jakimś tam wyzwaniem. Trudna jest to dla mnie partia i tyle.                          

Jeżeli chodzi o brzuch i allachy to dziś robiłem je 70 kg, więc jestem z tego powodu zadowolony. Natomiast podnoszenie nóg nad głowę wisząc na drążku wychodziło mi tym razem beznadziejnie… do tego stopnia, że przesiadłem się na te stojaki co wcześniej pompki na triceps robiłem. Tam już pociągnąłem do końca brzuch. W międzyczasie zrobiłem jeszcze unoszenia bioder do góry leżąc. Ćwiczenie to jest mi dobrze znane z moich poprzednich programów treningowych więc nie sprawiło mi większych kłopotów.                                                                                                                                           

W soboty chodzę na siłownie trochę wcześniej niż w tygodniu. Zazwyczaj jestem w okolicach 12. I tak też było tym razem. Ze względu na godzinę moim posiłkiem przedtreningowym nie jest jak zwykle kurczak z ryżem, tylko posiłek drugi czyli chleb, wędlina etc. Dopiero po treningu jem kurę z ryżem czy też makaronem i warzywa. Myślę, że taka mała zmiana w ciągu  tygodnia może spowodować, że organizm trochę mięć tzw. zagwozdkę co się dzieje.                                                                 
Może to się wydawać dziwne, że cieszę się z takich małych rzeczy jak to, że na jakimś tam treningu szło mi lepiej niż na poprzednim, ale mnie cieszą takie małe „sukcesy”, bo zdaję sobie sprawę tego, że w tydzień czy też dwa nie zrobię ogromnego progresu. Wszystko musi iść stopniowo swoją drogą i ja to w pełni rozumiem. Zdaję sobie również sprawę z tego, że może nadejść taki dzień, w którym ciężko mi będzie zrobić dane ćwiczenie takim samym ciężarem jak poprzednio. Dla mnie najważniejsze jest to aby stale dążyć do wyznaczonego celu, a takie błahostki mnie nie zniechęcą i nie spowodują, że moje zaangażowanie i chęci będą mniejsze.

Z Katalońskim Pozdrowieniem
JJ

17.10.2014

Podsumowanie dni 6, 7 i 8 projektu metamorfoza Jurka.


13.10.2014
Dzień pt. „To już jest poniedziałek?!”
                
Kiedy mi minął ten weekend, że już jest poniedziałek i do tego jeszcze 13… Masakra, tragedia, załamka. A tak całkiem serio, to całe szczęście, że już jest poniedziałek bo męczyła mnie już ta niedziela.                                                                                                                                                                                    
 Z pełną świadomością jak wyglądają poniedziałkowe treningi i jak się po nich czują i zachowują moje nogi, podszedłem do tematu jeszcze bardziej zmotywowany i naładowany pozytywną energią J Z drugiej jednak strony myślałem, że będzie mi choć trochę lżej i łatwiej, jednak Wiktor moje domysły szybko wybił mi z głowy. Jak? Po prosu zwiększył obciążenie. Niby to tylko 10 kg, ale przy tylu powtórzeniach jest już odczuwalne.                                                                                                            

Zaczęliśmy oczywiście od rozgrzewki, a następnie przeszliśmy do treningu. Na pierwszy ogień poszła suwnica i 110kg. Poprzednim razem po dwóch seriach miałem już dość. Teraz dość miałem przy ostatnich kilku powtórzeniach w ostatniej serii J Następnie przyszła pora na TRX i kucanie na jednej nodze… Jaka to jest masakra :D Zero dodatkowego obciążenia, a ćwiczenie mega wyczerpujące.                                                                                                                                                                         

Ogólnie tym razem nie czułem odciny energii, ale nogi były mocno zajechane. A robienie wykroków jest dopełnieniem ciężkiego workout’u. Jednak uwielbiam to ćwiczenie, mimo że pod koniec leże na ziemi i oddech jest mi trudno złapać.                                                                                                        

Po pełnym –pierwszym- tygodniu treningów z Wiktorem, najwięcej czasu zajmują nogi. No, ale 29 serii w 20 min się nie zrobi.                                                                                                                                            

W kwestii jedzenia uległa jedna zmiana. Ryż został zastąpiony przez makaron. 125 g ryżu brązowego to 150 g makaronu razowego, gryczanego czy pełnoziarnistego. Trochę za długo go gotowałem i jedna porcja ugotowanego makaronu osiągnęła wynik prawie 500 g!!!!! Samego makaronu jest tyle, a gdzie tu jeszcze kura i jakieś warzywo? Jak to przejeść????? Inne posiłki nie uległy większym zmianom. Ewentualnie takim małym „kosmetycznym” jak zmiana pomidorów i papryki na brokuły.

14.10.2014
Dzień 7 pt. „Klata, klata, klata!!!!”
                
Nadszedł dzień tak uwielbiany przez wszystkich użytkowników siłowni. Tak jak tydzień temu, u mnie przypada on na wtorek.                                                                                                                                                      Trening ten mnie mocno zdziwił, bo zauważyłem mały spadek siły podczas pewnych ćwiczeń. Np. robienie klatki na skośnej ławce szło mi dużo gorzej niż poprzednio. Już przy pierwszej serii czułem się tak zajechany jak tydzień temu przy serii ostatniej.                                                                     

Również wyciskanie hantli leżąc na ławeczce przysporzyło mi więcej trudu niż poprzednio. Nie wiem czym jest to spowodowane. Może tydzień temu nastąpił efekt świeżości, który dodawał więcej siły albo może tym razem szło mi gorzej bo kiepsko spałem i przez cały dzień się czułem mocno zmęczony.                                                                                                                                                                                      

Zauważyłem, że moja przewodnia ręka jest trochę słabsza od lewej. Niby dziwne bo przecież ręka przewodnia powinna być silniejsza od tej drugiej, ale czytałem kiedyś – za czasów grania w piłkę- że kończyna dominująca jest trochę słabsza od tej zdominowanej, ze względu na jej stałe używanie. Ja jednak podłoże tego zjawiska dostrzegam w innym miejscu. Za czasów małolata złamałem rękę z przemieszczeniem w łokciu. Wiadomo, że złamanie się zrasta i nie ma śladu, jednak ortopeda, który się mną wtedy opiekował powiedział mi, że mogą być takie sytuacje, w których prawa ręka może być trochę słabsza od lewej.                                                                                                                                                     

Dobra dość o różnicy między lewą i prawą ręką. Trening klatki jest dość szybki, tzn. dość szybko mi mija ten czas. Zupełnie inaczej jak w poniedziałki hehe. Ustaliliśmy z Wiktorem, że trzy razy w tygodniu dorzucimy sobie 20 min aerobów. Ergometr był, orbitrek był, bieżnia była więc przyszła pora na rowerek, ale żeby trochę urozmaicić tą jazdę wybrałem się gościnnie do Marty na Indoor Cycling. I przyznać muszę, że super świetna sprawa!! Polecam każdemu, kto lubi dwa kółka J Przypomniały mi się lata, w których wykręcałem spore ilości km na rowerze. Ale żeby nie było! Nie jest to jakaś tam jazda holenderką po ścieżce rowerowej! Całe zajęcia trwają 50 min. Ja wygrałem się na 20 min i dostałem dobrze w kość. Więc jeżeli ktoś chce pojeździć dla relaxu to niech idzie na zwykły rowerek, bo na zajęciach u Marty czeka taką osobę spory wysiłek!                                                   

Wczoraj ledwo zjadłem to 500 g ugotowanego makaronu, a dziś znowu muszę walczyć z taka porcją. Nie poddam się i zjem :D Ale po takiej porcji to o jedzeniu nawet myśleć nie chcę ;)          

15.10.2014
Dzień 8 pt. „ Barki i brzuch z rana najlepszym budzikiem dla endorfin”
               
Kurna! Uwielbiam te treningi od rana. Człowiek wstaje trochę wcześniej niż zwykle, jedzie na siłownie i później już mu tylko zostało 8 h w pracy heh. Fajna sprawa taki trening od rana bo człowiek nie potrzebuje żadnych wspomagaczy typu kawa aby się rozbudzić .                                                                             

Siłownie otwierają o 7, więc jak przystało na człowieka punktualnego byłem kilka min. Przed 7. Rozgrzewa na orbitreku, potem trochę gibania się na takiej gumowej półkuli z podpiętym ekspanderem. Wydaję się takie banalne, ale połączenie podnoszenia rąk z ekspanderem i utrzymanie równowagi w tym samym czasie jest dość trudne.                                                                                                       

Fajnie jest tak od rana potrenować w ciszy i spokoju. Można się w pełni skoncentrować, nie trzeba czekać na maszyny etc. A maszyn używamy sporo. Bardzo mi się podoba również ta różnorodność w doborze maszyn. Dzięki niej można się ustrzec przed monotonia, która podobno z czasem może się pojawić. Piszę podobno bo tak tylko słyszałem od kumpli, którzy od lat chodzą na siłownie. Ja u siebie monotonii nie przewiduję, bo przez te kilka lat ćwiczeń nie doświadczyłem jej, a różnorodność sama w sobie jest fajna. Zresztą co tu gadać o monotonii, skoro Wiktor już odpowiednio zadba o to aby nie pojawiła się nawet 0,001% J                                                                                          

Trening barków wydaje mi się jeszcze szybszy niż klatki. Ledwo się obejrzałem, a nadeszła pora na robienie mojej ulubionej partii czyli brzucha. Największa przyjemność tego treningu i każdego innego w którym robię brzuch! Podciąganie nóg i bioder z obciążeniem do najlżejszych ćwiczeń nie należy, ale czy ktoś coś mówił, że będzie lekko ? Nie! Wręcz przeciwnie ! I na to liczę wchodząc na siłownie. Jeżeli się nie zmęczyłem tzn., że za słabo trenowałem, a czegoś takiego nie chce nawet brać pod uwagę!                                                                                                                                                                                   

W środy trochę inaczej wypada mi jedzenie. Jem wcześniej niż zwykle, z mała zmianą kolejności posiłków. Śniadanie wypada koło 6, więc to rzutuje również na zmiany innych godzin posiłków. 2 i 3 posiłek zamieniam tak aby na potreningowy padał makaron i kurczak, a na trzeci chleb, wędlina jajka itp… Wraz z zamienieniem kolejności tych dwóch posiłków, zmienia się godzina przyjęcia cynku i whey. Cynk z 2 posiłkiem, whey z 3.                                                                                                               

Skoro na drugi posiłek wypada makaron etc. to znowu muszę walczyć z jego sporą ilością. Jako, że spadł mi 1 kg z wagi, Wiktor postanowił dodać mi trochę kcal. Więc ze 150 g zrobiło się 180 g makaronu ( z 125 g ryżu na 150g). 180 g makaronu czyli na chłopski rozum będzie grubo ponad pół kg heheh Gotowałem go trochę krócej niż poprzednio i wyszło, że 180g surowego makaronu to 508 g ugotowanego. Nie jest źle, ale i tak będę musiał z tym ostro powalczyć.                                                                              

Może jeszcze słowo o tym jak się czują nogi. Tydzień temu o tej porze robiłem 10 kroków na minutę. Teraz chodzę normalnie. Czuję uda, ale to jest zasługa Indoor Cycling ( Marta dzięki wielkie za zaproszenie i liczę na kolejne! J ). Różnica między dzisiejszą środą, a poprzednią jest oooooooooogrooooomnaaaaaaaa!!!! Teraz się będę zastanawiał jak będą się czuć barki. Pożyjemy zobaczymy;) Jutro to dziś tyle, że jutro! J

Z Katalońskim Pozdrowieniem
JJ
PS. Walka z makaronem, kurą i brokułami wygrana, chociaż lekka nie była.








12.10.2014

Dzień 5 pt. „ Już myślałem, że ten piątek się nie skończy…”

11.10.2014
Dzień 5 pt. „ Już myślałem, że ten piątek się nie skończy…”

                Jakoś tak wyszło, że „ustawowo” mam wolne piątki od treningu. Mówiąc krótko: TRAGEDIA! Nuda, nuda, nuda. Gdyby nie to, że po piątku do pracy iść nie muszę, to znielubiłbym go tak samo jak niedziele. Nic nie robienie jest dla mnie największą męczarnia. W szczególności psychiczną. Akurat tak się złożyło, że w ten piątek wypadała impreza, na którą czekałem dobre pół roku, więc jakoś dotrwałem do wieczora.                                                                                                                                                             
Dobrze, że po piątku jest sobota, a sobota to dzień rąk i brzucha. Ręce to oczywiście drugi ulubiony trening chyba wszystkich bywalców siłowni , a brzuch jak już kiedyś wspominałem jest moim the Bestem :D                                                                                                                                                                               
Na siłownie wybrałem się o dość kulturalnej porze czyli 12. Spodziewałem się tłumów i kolejek do sprzętu, a tu psikus. 4 osoby J Czy można chcieć więcej ? Po świetnej imprezie idę na trening, jestem wypoczęty i nie ma ruchu :D Trening podzieliliśmy na kilka „sekcji”. Triceps, biceps i przedramiona. Muszę powiedzieć WOW!!! Rąk nie czułem.  Ku memu zaskoczeniu najciężej szło mi z bicepsem… 4 serie po 12 powt. 10 kg w ręku stylem młotkowym, a mi łapy chce z korzeniami powyrywać. Jednak szczyt miał przyjść dopiero później. Triceps bardzo dobrze mi się robiło. Znałem już wcześniej te ćwiczenia, więc musiałem się skoncentrować aby dobrze je technicznie wykonać. Aż tak źle to mi chyba nie poszło, co Wiktor?  Robienie bicepsa chwytem młotkowym też obce mi nie było, ale ilość powtórzeń i serii tak. Jednak największą trudność sprawiły mi przed ramiona. Może opisze ćwiczenie. Ławeczka, sztanga bądź hantle do tego grzecznie klęczymy i opieramy przedramiona na ławeczce tak aby nadgarstki wystawały poza nią. Wszyscy to przecież znają. Nachwyt i podchwyt. Proste :D Otóż nie!! Jeżeli chodzi jeszcze o podchwyt to poszło mi w miarę sprawnie ze sztangą i kilkoma kg na stronie. A nachwyt? MASAKRA! Sama sztanga to za dużo. Hantle po 4kg też :/ Udało się hantlami po 2 kg, ale i tak było mega ciężko… Nie wiem, dlaczego, nie wiem jak ale było. Przy 15 powtórzeniu ledwo mogłem hantle w rękach utrzymać, a gdzie jeszcze podnosić nadgarstki do góry. Ciężka sprawa i dla mnie mega ciężkie ćwiczenie, mimo że takie proste i z tak małym obciążeniem. Na sam koniec robiliśmy biceps i triceps do odciny. Chyba jeszcze nigdy nie miałem tak spuchniętych rąk.                                                                                                                                                        
Na koniec dzisiejszej „męczarni” przyszła pora na brzuch. Zaczęliśmy od allahów. Słyszałem o ćwiczeniu, widziałem w necie, nigdy nie robiłem. Na początek Wiktor mi wrzucił 20 kg abym mógł złapać o to w tym chodzi. Co seria zwiększaliśmy obciążenie i tak stanęło na 60kg. Muszę przyznać, że jest to rewelacyjne ćwiczenie. Następnie przyszła pora na zwisanie na drążku z podciąganiem nóg nad niego. Myślałem, tfuuu, byłem pewien, że nie dam rady ani razu tego zrobić. Zrobiłem całe ćwiczenie, wszystkie 4 serie. Przyznam się bez bicia, że w ostatniej musiałem sobie zrobić ze dwie małe przerwy, ale i tak jestem zadowolony, że dałem rade! J Ogólnie jestem zadowolony z dzisiejszego treningu.                 

A co do czwartkowych pleców. No czułem je czułem i to bardzo, ale tylko w piątek. W sobotę już śladu raczej po nich nie było. Za to teraz zastanawiam się jak to będzie z moimi rękoma na następny dzień, bo był to mój najcięższy trening zaraz po nogach.
Z Katalońskim Pozdrowieniem

JJ