06.10.2014r.
Dzień 1 pt. „Mój pierwszy trening”.
Z ogromną ochotą i mega
pozytywnym nastawieniem wyruszałem dziś do pracy, bo zaraz po niej udaję się na
siłownie. Torba zapakowana niezbędnymi rzeczami na trening + jak zwykle pełna
torba jedzenia – oczywiście według rozpiski, którą dał mi Wiktor.
Z
pracy wyszedłem o 16 co jak na mnie jest dość dziwne, bo zawsze kilka minut
„kradłem”. Na siłowni byłem o 16:15 gdzie na wejściu czekał już na mnie Wiktor
z pytaniem „gotowy na robienie nóg?”. Wygląda to pewnie trochę dziwnie, że w
poniedziałek mieliśmy robić nogi, ale po co czekać na sprzęt jak można w
spokoju i z pełną swobodą zrobić inną partie? Na
początku oczywiście trzeba się rozgrzać, bo przecież to jest jeden z
najważniejszych elementów treningu. Bez rozgrzewki to można pograć w Fife albo
CoD na kompie. Warm-up zajął nam kilkanaście min. po czym
przeszliśmy do docelowego treningu. Nie byłem przerażony treningiem nóg, bo
nogi zawsze miałem silne. Tysiące km na rowerze, piłka, siatka, koszykówka i
mnóstwo innych mocno mnie zaprawiło. Szczerze mówiąc to nie pamiętam nawet
kolejności ćwiczeń, powtórzeń itp. To jest pytanie do Wiktora ile tego było i w
jakiej kolejności.
Ja
mogę przedstawić tylko jak to wyglądało z mojej strony. Nie liczyłem powtórzeń,
tylko robiłem swoje, a Wiktor mi mówił “ jeszcze 3, jeszcze 2, jeszcze 1!!!
Jedziesz!!”. Było ciężko, nawet bardzo, bardziej niż się chyba nawet tego
spodziewałem. Palące uda, łydki nie odpuszczały nawet na chwile. W pewnym
momencie musiałem pomagać sobie ręką aby poprawie ułożyć nogę na danym urządzeniu,
bo ona sama nie miała takiej mocy.
Każde
kolejne ćwiczenie wydawało mi się coraz dłuższe i cięższe. Wysiłek jaki zajęło
mi stawianie nóg na ziemi mogę porównać do chodzenia z zacementowanymi w
wiadrze nogami. Może to się wydawać mało
profesjonalne z mojej strony, że nie pamiętam czego ile robiłem, ale byłem tak
zajechany każdym kolejnym ćwiczeniem, że jedyne co do mnie docierało to “masz
jeszcze 15 sek. Przerwy”. W pewnych
momentach ledwo miałem siłę aby stać, ale nie odpusciłem. Gdybym to zrobił to
miałbym do siebie żal, bo ja przecież z tych nieodpuszczających. Dobrze
pamiętam ostatnie ćwiczenie. Były to wykroki, a konkretnie 30 wykroków. 28,29 i
30 wykrok i padłem. Zaraz obok schodów wejściowych. Mój coach pomogł mi wstać i
poszliśmy się rozciągać, bo to również jest bardzo ważny element treningu. Po
rozciąganiu poczułem, że mam nogi. Cieżki
trening, ale dałem rade.Chyba. To już musiałby Wiktor ocenić. Mimo ogromnego
zmęczenia moje zadowolenie i tak biło je na głowe! Wyszedłem bardzo zadowolony,
mimo że przed sobą miałem jeszcze podróż do domu. Nogi czują mega zmęczone i
spodziewam sporych trudności podczas porannego wstawania, ale mogę zapewnić, że
jutro w okolicach godziny 16:15 znowu pojawię w Natural Fit z planem tyrania
kolejnej partii mieśni!!!
Z Katalońskim
Pozdrowieniem JJ
PS. Nie pamiętam wczorajszej drogi siłownia ->dom.
Systematyczność to podstawa. gratuluję i trzymam kciuki za dalsze sukcesy :)
OdpowiedzUsuńA Wiktora: "Jazda na trening" zawsze mnie motywuje najbardziej :)
Powodzenia jutra :D
OdpowiedzUsuń