Wyszukiwarka

12.10.2014

Dzień 4 pt. „I na plecy przyjdzie pora”

09.10.2014
Dzień 4 pt. „I na plecy przyjdzie pora”
                Trening pleców przypadł na czwartek, który od pół roku był zarezerwowany wyłącznie dla yogi. Już w poniedziałek Wiktor poinformował mnie, że robienie pleców bardzo - jeżeli chodzi o pokłady energii jakie trzeba w nie włożyć- przypomina trening nóg. Mając taką informację przed treningiem psychicznie się nastawiłem na ostre pierdy… Tak też właśnie było.

Obowiązkowa rozgrzewka, a następnie trening z grubej rury, bo inaczej nazwać się go nie da. Plecy czyli kolejna nowość. Do tej pory treningi tej partii opierały się głownie na podciąganiu. Muszę też  przyznać, że  ten trening był chyba najbardziej zaskakujący. Dlaczego ? Intensywność, duże obciążenia i technika. Nie spodziewałem się, że do robienia pleców jest potrzebne aż tyle techniki. Jednak fajnie jest być tak zaskoczonym.                                                                                                                     

Technika. Tak mógłbym nazwać trening pleców, bo bez niej ani rusz. Niestety pod tym kątem jestem dość surowy, nawet bardziej niż dość. Jednak Wiktor jest wyrozumiały i dobrze wie, że jest to dla mnie kompletna nowość, która muszę przyswoić. A zrobię to najszybciej jak się da, bo nie lubię i nie robię niczego na pół gwizdka. Albo na maxa albo w ogóle!! Półśrodki mnie drażnią i unikam ich jak mogę, więc na kolejnym treningu pleców będzie już znacznie lepiej!                                                                        

Zaraz po skończonym workout’cie zacząłem czuć, że plecy mocno dziś pracowały i przez chwile dopadła mnie świadomość, że będzie tak samo jak z nogami… Dobrze, że na rękach chodzić nie muszę więc jakoś sobie poradzę, ale sama wizja zakwasu zbliżonego do tego z nóg powoduje u mnie uśmiech. Uśmiech bo wiem, że trening tego nie został zmarnowany !                                                     

To półtorej godz. dobrze mi dało w kość.  Wracałem do domu ziewając, a u mnie coś takiego jest raczej niespotykane. Zaraz po przyjeździe, zjadłem potreningowy posiłek ( 160g kury, 125 ryżu brązowego, 16g, oleju lnianego, porcja warzyw i do tego wyciąg z korzenia pokrzywy i kreatyna) i  przygotowałem sobie jedzenie do pracy ( chleb razowy 120g, jajka 180g, orzechy włoskie 10g, whey 20g,szynka wędzona z indyka 40, pomidory, sałata, papryka, ryż brązowy 125g, kura 160g, olej rzepakowy 14g i porcja wyciągu i cynku). Posiłki do pracy robię zawsze dzień przez bo nie chce mi się wstawać jeszcze wcześniej i  to przygotowywać. Wolę wypić spokoju małą czarną niż biegać po kuchni co chwile spoglądając na zegarek.  Ciekaw jestem jak będzie jutro wyglądać moje wstawanie heh i ogólnie poruszanie górnymi częściami ciała :D Aaaaaa zapomniałbym!! Nogi już prawie w ogóle nie bolą !!! :D
Z Katalońskim Pozdrowieniem

JJ

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz