11.10.2014
Dzień 5 pt. „ Już myślałem, że ten piątek się nie skończy…”
Jakoś
tak wyszło, że „ustawowo” mam wolne piątki od treningu. Mówiąc krótko:
TRAGEDIA! Nuda, nuda, nuda. Gdyby nie to, że po piątku do pracy iść nie muszę,
to znielubiłbym go tak samo jak niedziele. Nic nie robienie jest dla mnie
największą męczarnia. W szczególności psychiczną. Akurat tak się złożyło, że w
ten piątek wypadała impreza, na którą czekałem dobre pół roku, więc jakoś
dotrwałem do wieczora.
Dobrze,
że po piątku jest sobota, a sobota to dzień rąk i brzucha. Ręce to oczywiście
drugi ulubiony trening chyba wszystkich bywalców siłowni , a brzuch jak już
kiedyś wspominałem jest moim the Bestem :D
Na
siłownie wybrałem się o dość kulturalnej porze czyli 12. Spodziewałem się
tłumów i kolejek do sprzętu, a tu psikus. 4 osoby J Czy można chcieć więcej ? Po
świetnej imprezie idę na trening, jestem wypoczęty i nie ma ruchu :D Trening
podzieliliśmy na kilka „sekcji”. Triceps, biceps i przedramiona. Muszę
powiedzieć WOW!!! Rąk nie czułem. Ku
memu zaskoczeniu najciężej szło mi z bicepsem… 4 serie po 12 powt. 10 kg w ręku
stylem młotkowym, a mi łapy chce z korzeniami powyrywać. Jednak szczyt miał
przyjść dopiero później. Triceps bardzo dobrze mi się robiło. Znałem już
wcześniej te ćwiczenia, więc musiałem się skoncentrować aby dobrze je technicznie
wykonać. Aż tak źle to mi chyba nie poszło, co Wiktor? Robienie bicepsa chwytem młotkowym też obce
mi nie było, ale ilość powtórzeń i serii tak. Jednak największą trudność
sprawiły mi przed ramiona. Może opisze ćwiczenie. Ławeczka, sztanga bądź hantle
do tego grzecznie klęczymy i opieramy przedramiona na ławeczce tak aby
nadgarstki wystawały poza nią. Wszyscy to przecież znają. Nachwyt i podchwyt.
Proste :D Otóż nie!! Jeżeli chodzi jeszcze o podchwyt to poszło mi w miarę
sprawnie ze sztangą i kilkoma kg na stronie. A nachwyt? MASAKRA! Sama sztanga
to za dużo. Hantle po 4kg też :/ Udało się hantlami po 2 kg, ale i tak było
mega ciężko… Nie wiem, dlaczego, nie wiem jak ale było. Przy 15 powtórzeniu
ledwo mogłem hantle w rękach utrzymać, a gdzie jeszcze podnosić nadgarstki do
góry. Ciężka sprawa i dla mnie mega ciężkie ćwiczenie, mimo że takie proste i z
tak małym obciążeniem. Na sam koniec robiliśmy biceps i triceps do odciny.
Chyba jeszcze nigdy nie miałem tak spuchniętych rąk.
Na
koniec dzisiejszej „męczarni” przyszła pora na brzuch. Zaczęliśmy od allahów.
Słyszałem o ćwiczeniu, widziałem w necie, nigdy nie robiłem. Na początek Wiktor
mi wrzucił 20 kg abym mógł złapać o to w tym chodzi. Co seria zwiększaliśmy
obciążenie i tak stanęło na 60kg. Muszę przyznać, że jest to rewelacyjne
ćwiczenie. Następnie przyszła pora na zwisanie na drążku z podciąganiem nóg nad
niego. Myślałem, tfuuu, byłem pewien, że nie dam rady ani razu tego zrobić.
Zrobiłem całe ćwiczenie, wszystkie 4 serie. Przyznam się bez bicia, że w
ostatniej musiałem sobie zrobić ze dwie małe przerwy, ale i tak jestem
zadowolony, że dałem rade! J
Ogólnie jestem zadowolony z dzisiejszego treningu.
A co do czwartkowych pleców. No czułem je czułem i to
bardzo, ale tylko w piątek. W sobotę już śladu raczej po nich nie było. Za to
teraz zastanawiam się jak to będzie z moimi rękoma na następny dzień, bo był to
mój najcięższy trening zaraz po nogach.
Z Katalońskim
Pozdrowieniem
JJ
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz