08.12.2014r.
Dzień 46 pt. „…nogi”
Nie będę ukrywał, że był to chyba najcięższy trening nóg.
Dlaczego tak uważam? Hmmm zostałem tak przeorany, że mam lukę w pamięci. Nie
pamiętam części treningu. Można mi wierzyć lub nie, ale dosłownie nie jestem w
stanie przypomnieć sobie jakie ćwiczenia robiłem w środkowej części treningu.
Już podczas powrotu do domu, kiedy chciałem zrobić sobie podsumowanie
dzisiejszego workout’u nie potrafiłem sobie przypomnieć pewnych ćwiczeń. Podzielę
się więc tym co pamiętam.
Wiadomo, że na samym początku była rozgrzewka i dopiero po
niej zabrałem się do docelowego treningu. Na pierwszy ogień poszły przysiady ze
sztangą na plecach/barkach. To ćwiczenie wyglądało identycznie jak to robione
tydzień temu. Tak jak poprzednio zacząłem od mniejszego obciążenia i większej
ilości powtórzeń i w każdej kolejnej serii obciążenie było zwiększane, a ilość
powtórzeń zmniejszana. Skończyłem na 110kg i 6 powtórzeniach. Nie będę też
ukrywał, że niezbędna mi była asekuracja ze strony Wiktora. Dla jednych osób
110kg może być małym ciężarem. Natomiast dla mnie jest to już dość dużo. Tym
bardziej, że jeszcze nie tak dawno robiłem to ćwiczenie pierwszy raz w życiu z
obciążeniem – z tego co pamiętam – 60kg. Bardzo ciekawi mnie to z iloma kg na
sztandze będę robił to ćwiczenie pod koniec naszego projektu.
Zaraz po klasycznych przysiadach robiłem przysiady ze
sztangą z przodu. Poprzednio robiłem to ćwiczenie na suwnicy Smitha, jednak teraz
była zajęta więc razem z Wiktorem postanowiliśmy pierwszy raz zrobić te
przysiady z wolnym ciężarem. Zupełnie inaczej ten temat wygląda gdy robi się je
na suwnicy i gdy ma się wolny ciężar. Nie chcieliśmy przesadzać z obciążeniem
więc nie było tego za dużo. Ilość powtórzeń, serii i waga przez całe ćwiczenie nie
uległa zmianie.
I w tym momencie pojawia się luka w pamięci… Wiem, że po obu
rodzajach przysiadów byłem już mega zmęczony. Nie pamiętam jakie ćwiczenia
robiłem, aż do wykroków. Było ich 40 z 16kg obciążenia w jednym ręku.
Po wykrokach była super seria na łydki. Czyli tak jak zawsze
25 powtórzeń na suwnicy do wypychania nóg i zaraz po tym 25 powtórzeń na
maszynie do nóg ( nie wiem jak ona się nazywa )i to wszystko razy 4 i można iść
się rozciągać.
Dziś był też dzień ważenia. Licznik pokazał lekko ponad
88kg. Szoooook!! Nie czułem, że jest mnie już aż tyle. Nic do diety nie
dodajemy. I całe szczęście bo już na samą myśl o jedzeniu jestem zmęczony.
Wiktor zmienił mi tylko kolejność tłuszczy. Olej rzepakowy z 4 posiłku został
zamieniony z oliwą z oliwek z ostatniego jedzenia.
A przed leciało : https://www.youtube.com/watch?v=hTWKbfoikeg
Z Katalońskim Pozdrowieniem
JJ
09.12.2014r.
Dzień 47 pt. „…klatka”
Nadal mam lukę w pamięci po wczorajszym ćwiczeniu. Wiem
jedno. Ostro było, bo już dziś nogi dają o tym znać. Ciekawe co będzie jutro…
Na pierwszy rzut poszły pompki na poręczach z dodatkowym
obciążeniem. 10kg dodatku było trochę za dużo więc zmniejszyliśmy trochę
obciążenie. Na następnym treningu planuję ugryźć to obciążenie, które dziś było
jeszcze trochę za duże. Przygotuję się na nie psychicznie J
Trening klatki piersiowej na ławce zacząłem od wyciskania handelków.
Ostatnio w zwyczaju mamy dodawanie obciążenia i odejmowania ilość serii. Tym
razem też tak było. Zaczęliśmy od 22,5kg i 12 powtórzeń, a w ostatniej serii obciążenie
wynosiło 30kg na stronę przy 6 powtórzeniach.
Zaraz po wyciskaniu hantli robiłem rozpętki. Tu mnie Wiktor zaskoczył
bo przygotowała mi 3 komplety obciążenia. Nie były to zwykłe rozpiętki. Max powtórzeń
największym obciążeniem i zaraz po tym max powtórzeń mniejszym i na koniec max
powtórzeń najmniejszym obciążeniem. Byłem w pewien, że dam radę zrobić więc
tych max powtórzeń. Skoro max to nie liczyłem ich, ale następnym razem musi być
więcej. Mimo tego, że spodziewałem się więcej to przyznać muszę, że klatka
dobrze została zrobiona bo już teraz czuje efekty tego ćwiczenia.
Do następnego ćwiczenia niezbędna była suwnica. Po jednym
uchwycie w ręku, 3 kroki do przodu i wypychanie rąk przed siebie z mocnym
spinaniem klatki. Dwie pierwsze serie były robione 30kg na rękę. Podczas
kolejnej chciałem podnieść lekko obciążenie, ale Wiktor powiedział, że
dorzucenie 10kg na stronę to już jest bardzo dużo ( na tej maszynie przeskoki
wagowe są co 10kg) i lepiej, żebym o tyle ciężaru nie podnosił. W międzyczasie
przypomniał mi się trening Sebastiana gdzie widziałem, jak na tej maszynie dorzucił
sobie 2,5kg poprzez powieszenie na szpilce małego talerza. Poszedłem jego
tropem i zrobiłem tak samo. Muszę przyznać, że Wiktor znowu miał rację, bo po
dorzuceniu tych 2,5kg na stronę było już bardzo ciężko, więc dodanie po 10kg
byłoby „samobójstwem”.
Ostatnie ćwiczenie w dniu dzisiejszym było zrobienie maxa
powtórzeń na butterfly’u. Robiłem już kilka razy to ćwiczenie więc z
doświadczenia wiem, że nie ma co się rzucać na jakieś spore obciążenia jeżeli mam
robić max powtórzeń. Wybór padł na 25kg i chyba był słuszny, bo zrobiłem około
60 powtórzeń.
Fajny ciężki trening. Niby dobrze znane mi ćwiczenia, ale w
kilku sytuacjach Wiktor zrobił mi małą niespodziankę J Ciekaw jestem jak będzie czuć
się klatka w dniu jutrzejszym.
Jak w tytule clipu : https://www.youtube.com/watch?v=BfOdWSiyWoc
Z Katalońskim
Pozdrowieniem
JJ
10.12.2014r.
Dzień 48 pt. „Obietnica Wiktora”
W dniu wczorajszym Wiktor oficjalnie oświadczył mi, że trening
barków mnie zniszczy. Poniekąd sam się o to prosiłem, bo już poniedziałek
powiedziałem mu, że ten tydzień musi być zrobiony do oporu.
Dziś trochę później niż zwykle byłem na siłowni, bo na
drogach była lekka panika ze względu na mały przymrozek. Szybko się rozgrzałem
i byłem gotowy do niszczenia barków.
Niszczenie zaczęliśmy od wyciskania żołnierskiego
urozmaiconego o naszą ostatnią tendencję do zwiększania obciążenia w każdej
serii. Na start było 15 powtórzeń i 40kg obciążenia, a w ostatniej z serii było
50kg i 8 powtórzeń. Już po pierwszym ćwiczeniu wiedziałem, że ta zapowiedź
niszczenia nie była żartem ze strony Wiktora.
Po wyciskaniu żołnierskim przyszedł czas na Arnoldki. Jednak
tym razem były one trochę inne niż te co robiłem do tej pory. Poprzednie
robiłem tak, że w ruchu powrotnym hantle podnosiłem na wysokość czoła. Tym
razem tego unoszenia nie było. Oczywiście co seria był zwiększany ciężar i
zmniejszana ilość powtórzeń.
Znalazło się również
miejsca na unoszenie łamanego gryfu do brody. Jak zwykle! Co seria kg up, a
powt. down. Na pierwszy ogień poszło 42kg i się nie udało :D No po prostu nie
dałem rady. Zmniejszyliśmy o parę kg i zaczęliśmy od nowa. Co najlepsze hehe, w
pierwszej serii nie dałem rady zrobić nawet 2 powtórzeń tymi 42kg, a w
ostatniej dostałem chyba jakiś nadprzyrodzonych sił :D Fajnie J Lubię jak mój organizm
mnie pozytywnie zaskakuje.
Kolejnym ćwiczeniem było coś co faktycznie niszczyło barki. Oczywiście
max obciążeń. Zwykle unoszenie rąk na boki. Tylko, że 3 różnymi ciężarami. 4,6
i chyba8kg(chociaż właśnie doszedłem do wniosku, że chyba nie mam pewności co
do tych ilości kg). Stopniowe chodzenie na obciążeniu w dół.
Zaraz po tym ćwiczeniu nastał moment na turbo-super-serie :D
No inaczej nazwać tego nie potrafię. Kilka ćwiczeń jedno po drugim i max
powtórzeń. Pierwsze ćwiczenie to unoszenie rąk na boki. Zaraz po nim unoszenie
rąk przed siebie na wysokość czoła. Następnie unoszenie rąk nad głowę, a zaraz
po tym unoszenie rąk na boki w pozycji pochylonej. Tak jak już wspomniałem,
każde z tych ćwiczeń robione do oporu z hantlami 6kg w rękach. Na deser tej
magicznej serii było obracania nadgarstków na wyprostowanych rękach trzymanych
na boki. Niewielki obciążenie bo 2kg na
stronę, ale w tym wypadku więcej nie trzeba.
A teraz mogę powiedzieć „Dziękuję, skończyłem trening barków,
idę robić brzuch”
Na brzuch tym razem nie było kółka. Dawno nie robiłem
allahów, więc dokonałem małej zmiany żeby moje mięśnie brzucha trochę
zgłupiały. 15 powtórzeń 4 serie i podpięte 80kg J
Robiłem już większym obciążeniem allahy, ale nie chciałem za bardzo się szarpać
ze 100 po takiej przerwie. Zamiast spięć na maszynie zrobiłem klasyczne
brzuszki, ale na piłce. Również 4 serie, ale po 25 powtórzeń. Zapomniałem jak
to jest robić brzuski ( z miesiąc temu je robiłem na siłowni) i jak się potem
mogą mięśnie brzucha czuć.
Jak dla mnie Wiktor dotrzymał obietnicy i jutro spodziewam
się „najgorszego” :D
Dziś będzie kawałek, który leciał w trakcie treningu. „Wykwintny
utwór” :D https://www.youtube.com/watch?v=SpVwR2pqhD4
Z Katalońskim Pozdrowieniem
JJ
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz