Blog o sporcie, zdrowym żywieniu i aktywnym trybie życia. Metody treningowe, żywienie w sporcie, suplementacja, trening funkcjonalny, ciekawe wydarzenia sportowe.
Wyszukiwarka
31.10.2014
29.10.2014
Podsumowanie kilku kolejnych dni
Postanowiliśmy, że recenzje/opisy/kartki z kalednarza naszych treningów będziemy wrzucać w większych ilościach. Tak też jest i tym razem.
27.10.2014r.
Dzień 16 pt. "Dzień ważenia i mierzenia i coś jeszcze"
Właśnie mija 16 dzień naszej współpracy, a co za tym idzie rozpoczęliśmy 4 tydzień walki z ciężarami, techniką, bólem etc. Mój trener od piłki zawsze powtarzał "Jeżeli na meczu się nie spociłeś i nie pobrudziłeś tzn., że chu.... grałeś". I to jest prawda, święta prawda! To samo tyczy się treningów. Jeżeli następnego dnia czy 2 dni później nie czuje się tej partii, którą się ćwiczyło tzn., że sie nie przykładałeś do treningu. Póki co nie miałem jeszcze takiej sytuacji i to mnie niezmiernie cieszy! Trening zaczęliśmy nietypowo bo od ważenia i zbierania pomiarów. I idąc od początku muszę wspomnieć o lekkim szoku. Szok był spowodowany wagą, która pokazała się na wadze... Nie przytyłem nic a nic :/ A jem przecież za 3 dużych chłopów. Robotnicy na budowie Fabrycznego jedzą mniej ode mnie! Może mój metabolizm jest tak nakręcony, że mimo dużych ilości jedzenia nie mogę przytyć. Reakcja Wiktora była szybka "durzucamy coś, ale już nie węgle bo nie pomieścisz" (dzięki Ci WODZU!! Bo serio już ledwo mieściłem). Następnie poszliśmy się pomierzyć. Nie pamiętam dokładnie wszystkich wymiarów jakie braliśmy na samym początku.Wiem, że Wiktor ma to wszystko zapisane i na bank porówna wyniki. Krótko po treningu dostałem od niego info. "1,5 cm więcej w bicepsie!!". Kurnaaaa! Jak ? Nie przytyłem, a poszło o 1,5 cm w góre ? Cieszę sie oczywiście, bo przecież to jest super nagroda po ciężkiej pracy, ale czy to znaczy, że lecę z tłuszczu i przybieram na mięśniu i dlatego waga stoi ? Nie wiem. Fajnie by było, aby wymiary systematycznie się poprawiały :)
Po mierzeniu rozgrzałem się i przystąpiliśmy do treningu. Oczywiście nóg jak przystało na poniedziałek. I na pierwszy ogień mój ukochany kombajn. Kolejny szok bo Wiktor dorzucił już więcej obciążenia. Pomyslałem "chłop oszalał", bo raptem tydzień temu ledwo potrafiłem wstać przy każdym powtórzeniu, a teraz daje więcej. Dał i miał racje! Skubany zawsze ma racje hehe! Tym razem nie dałem się tak łatwo kombajnowi i bardzo dobrze mi się na nim ćwiczyło. Nie mógł on mnie już niczym zaskoczyć, więc ja go zaskoczyłem energią przy każdym powtórzeniu w każdej z 4 serii. Następnie przeszliśmy na suwnice i 4 serie po 15 powtórzeń i 125 kg. Heheh zajarzyłem co znaczy "nie składaj nóg do środka":) Takie banalne, a czasami trzeba do człowika łopatologicznie ! Najważniejsze, że czaję już co jest 5! Później prześliszmy do ćwiczenia na stojąco pt. "dzień dobry". Szybkie 4 serie po 8 powtórzeń i ciśniemy dalej!! Łydki na kombajnie też robiło mi się bardzo dobrze. Rozgryzłem co mam robić,aby było mi najwygodniej i najlepiej się robiło to ćwiczenie. Na samym początku ustawiam stopu na podeście tak abym później nie musiał się już z tym szarpać. Nie mogło zabraknąć też jednego z moich ulubionych ćwiczeń czyli wykroków. 40 Ich było tym razem. Sztanga na plecy i jedziemy. Kolano zgięte jak najniżej, zakaz garbienia się i jedziemy! Haaaa tym razem nie leżałem na ziemi jak mam to w zwyczaju, ale oddech ciężko było złapać. Swoją drogą to śmiesznie muszą wyglądać te moje wykroki bo zawsze jak je robie to wszyscy się patrzą. A może to zasługa Wiktora, który idzie przede mną i pokazuje mi rękoma - jak Pan z pomaranczowymi lizakami na lotnisku-, w którą strone mam się przesunąć, aby nie przydzwonić w kwiaty czy filar hahah.
...coś jeszcze! Brzuch w gratisie! A co! Przecież uwielbiam te treningi, więc na brzuch jest zawsze czas! 2 ćwiczenia! Unoszenie nóg nad drążek 4 serie po 12! Polecam rękawiczki! Dwie serie bez nich i nie czułem dłoni. Potem 4 serie Allahów po 15 powt. 80 kg! :D niedług braknie obciążenia!
W kwestii jedzenia dziś jeszcze jest bez zmian, ale jak tylko dostarcze Wiktorowi rozpiskę z żarciem to podziele się tym co tam dopisał. Oby dotrzymał słowa i nie dodawał węgli!
Z Katalońskim Pozdrowieniem
JJ
PS. Tak sobie pomyśłałem. Na wszystkich filmikach na YT widać jak osoby treujące mają słuchawki na/w uszach! Jak dla mnie to jest mega niewygodne, ale nie do tego dążę. Pomyslałem, że może dorzucać będę jakiś link/ tytuł kawałka, którego słuchałem przed treningiem, aby jeszcze mocniej się nakręcić. Pewnie niektóre mogą być sporym zdziwieniem, ale wszystkie mają swoje wytłumaczenie. To może na pierwszy rzut będzie coś takiego : https://www.youtube.com/watch?v=OiNgz6KDD2k
28.10.2014r.
Dzień 17 pt. "Więcej swobody"
Zmotywowany wczorajszym info o poprawie w bicepsie, nakręciłem się mocno na jeszcze lepsze wyniki w klacie. Dziś jest przecież "treningowe piątunio" czyli dzień, na który czekają wszyscy siłacze ! :D Trochę później niż zwykle się pojawiłem na siłowni bo, kombinują coś oddaniem Inflanckiej i były mega korki. Nie lubię się spóźniać, nie mam tego w zwyczaju, więc "za karę" postanowiłem dać sobie w kość! Pobiegałem 10 min i przy okazji dowiedziałem się od Zosi - czyli z pewnego zródła - co w trawie piszczy na siłowni :D A tak już całkiem poważnie to rozgrzałem się oczywiście i zaczęliśmy trening. Inny od wcześniejszych bo część z niego będę robił sam. Miałem co do tego mieszane uczucia, ale może niepotrzebnie.
Ale od początku. Pierwsze ćwiczenie czyli wyciskanie na prostej ławce. Korzeń robi swoje, więc Wiktor dorzucił mi trochę obciążenia. Czułem moc! Kurcze serio ją czułem. Jakiś czas temu mocno walczyłem z mniejszym ciężarem, a teraz był ogień! Jak u Dzika ( dzięki Kinga) przystało :D Następnie wyciskanie sztangielek na dodatniej ławce. Lekko ponad 25 stopni i 18kg - jeżeli mnie pamięć nie myli. Połowe tego ćwiczenia robiłem już sam. Nie czułem się komfortowo z tą świadomością, ale jakoś poradziłem sobię z tym ciężarem i technicznie aż tak bardzo chyba nie kaleczyłem. Później przyszła pora na maszyne, na której w pozycji siedzącej należy wypychać ręce przed siebie z wysoko trzymanymi łokciami, opartą głową i wyprostowanymi plecami. Poszło! Również wielkiej tragedii nie było. Jednak takową wyczuwałem podczas kolejnego ćwiczenia. Rozpiętki na ławce ujemnej. Poprzednim razem, topornie mi to szło, przyznaję się bez bicia. To było coś nowego dla mnie i może dlatego tak kaleczyłem. Teraz aby tego uniknąć poprosiłem o pomoc Sebastiana. Dobry to chłopak, więc nie było najmniejszych problemów z tym aby poświecił mi chwilę czasu. 4 serie po 15 powtórzeń. Dwie pierwsze po 8 kg na stronie, kolejne dwie po 10 ( hantle były już wolne). Ostatnim ćwiczeniem było ...Wiktora ulubione dopompowanie, czyli niewielkie obiciążenie i max. powtórzeń. Butterfly był zajęty, więc musiałem coś innego wymyślić. O radę poprosiłem Sebastiana. Ten poradził mi opuszczanie i unoszenie nad głowę rąk z obciążeniem opierając się łopatkami o ławkę. Bardzo ciekawe ćwiczenie, przy każdym powtórzeniu czuć jak ciągnie mięśnie. W pewnym momencie zabolał mnie prawy bark. Myślałem, że może przekrzywiłem rękę pod ciężarem, przy kilku kolejnych powtórzeniach było to samo, więc odpuściłem to ćwiczenie, żeby przez dobre chęci krzywdy sobie nie zrobić. Zmieniłem to ćwiczenie na pompki. 40 powtórzeń po treningu klatki było już sporym wyczynem. Butterrly się w miedzyczasie zwolnił więc postanowiłem się już totalnie dojechać. 100 powtórzeń 15 kg i 60 powtórzeń 20kg.Oj klata będzie boleć :D!!!!! Więcej swoby, bo Wiktor nie mógł nade mna czuwać tak jak było do tej pory. Jak było ? Ok, ale wolę jednego mojego coacha obok!
Zapomniałem dziś rozpiski z jedzeniem, więc dziś jeszcze po staremu, ale jutro już na bank ją wezmę! Tak jak pisałem wczoraj podkręcam kolejny kawałek, którego słucham przed siłownią. https://www.youtube.com/watch?v=GC5E8ie2pdM&ob=av2e
Cóż poradzę, że lubię tą kobitkę :D
Z Katalońskim Pozdrowieniem
JJ
29.10.2014r.
Dzień 18 pt. "Kto rano wstaje, ten ma wolne popołudnie"
Jak to bywa w środy, wizyty na siłowni jest zaplanowana na 7:00. Dziś pora na barki i brzuch.Wyjątkowo spokojnie mi się dziś ćwiczyło, bo po siłowni wracam do domu! Wolne w pracy, więc człowiek zupełnie inaczej patrzy na cały dzień :D Barki po wczorajszej klacie? Dobry pomysł !
Podrzut żołnierski rozpoczął nasz trening. Oczywiście z większym obciążeniem niż poprzednio. Pierwsza serie nie była idealna, ale w kolejnych się już poprawiłem. Później poszliśmy powalczyć z hantlami i ich wyciskaniem nad głowe. Mocno mnie zaskoczyła ostatnia seria bo robiłem ją 14kg na strone, a w tamtym tygodniu 12 kg było mi bardzo ciężko. Potrafię jeszcze czasem sam siebie zaskoczyć :D Kolejne ćwiczenie można nazwać X, bo tak się wygląda podczas jego robienia hehe. Cisnę je na magicznej bramie. Lewa suwnica w prawym reku, prawa w lewym. Podnosimy łapy do góry, aby wyszło nam piękne X, ale uważamy na to aby łokcie były wyżej od nadgarstków!
Następnie przyszła pora na ćwiczenie, które wygląda jak przytulanie wielkiego gościa. Ta sama suwnica na tej samej bramie i pasek do yogi! Stajemy w pozycji wyprostowanej, ręce również wyprostowane przed sobą, ale w odległości tak ok. 0,5 m jedna od drugiej. Następnie z tej pozycji rozchylamy je na maxa do tyłu. Coś jak Leo DiCaprio w Titanicu jak stoi na dziobie hehe. A tak całkiem serio to wydaje się to proste, ale jest odwrotnie. Ostatnie powtórzenia w serii są strasznie cieżkie! Ciężar jest mały, bo chyba 15 kg, ale swoje robi i to bardzo.
Na dopompowanie Wiktor dał mi max potówrzeń w opuszczaniu i podnoszeniu gryfu za głową na suwnicy, aleeee siędząc na piętach. I teraz pytanie :D Która z partii mięsni odezwała się jako pierwsza? NOGI!!! Bo nogi się odezwały dziś rano hahah ! Co sie odwlecze to nie uciecze itp. itd. etc. :) Naliczyłem 60 powtórzeń i musiałem przestać bo nogi już nie wytrzymywały, a konkretnie uda. A jeszcze wczoraj mówiłem Wiktorowi, że w następny pon. musimy mocniej nogi zrobić, bo jakoś ich mocno nie czuję hahah :D Jurek, chłopie, byś się kiedyś zastanowił zanim coś powiesz ;)
Ale ale ale! Przyszła pora na brzuch! Brzusio, brzunio, brzuszek tzn. trza go sponiewierać. I tu chiałbym przeprosić za wprowadzenie w błąd, bo ostatnio wspominałem chyba o ćwiczeniu "Rambo", a to było "Rocky". Kurna, a może dobrze mówiłem?! Sam już nie wiem. No, ale wracając. Myślałem, że po ostatnim robieniu brzucha teraz będzie mi łatwiej. Eeeeeee błąd! "Rocky/Rambo" poszło mi fatalnie! Dosłownie fatalnie. Jeszcze Wiktor dał mi "kopa" w momencie kiedy pokazywał jak sie powinno je poprawnie robić. Ale spoko chłopaku! Daj mi trochę czasu i będziemy sie mierzyć, kto zrobi więcej poprawnych powtórzeń ! :D Obiecuje Ci to!! ;)
Po tym całym nieszczęsnym "Rambo/Rocky" przeszliśmy do ostatniej dzisiaj serii, którą robiliśmy na maszynie, która działa na zasadzie skłonów, ale w pozycji siedzącej. 4 serie. Zaczęliśmy od 85 kg, ale później już zmęczenie sie odezwało, a co za tym idzie kaleczenie, więc zmniejszyliśmy do 65kg. Kto wie jak nauczyć swojego podopiecznego techniki w wykonywanym ćwiczeniu ? :D Ja!! Od dzisiaj wiem. Jak się uczy takiego delikwenta, aby robił brzuch dobrze technicznie na tym urządzeniu, o którym przed chwilą wspomniałem ? A no wkłada się paluchy między kolejne odważniki i mówi " jak będziesz opuszczał ciężar do końca to mi palce zgnieciesz". Nosz w morde terrorysta heheh :D Dobrze się spiąłem, bo nie chciałem mieć później palców Wiktora na sumieniu!!
Jedzenie! Nie, nie zapomniałem rozpiski! Dorzucone zostały tluszcze do 3 i 4 posiłku. Także, zamiast odpowiednio 16g i 14 g oleju rzepakowego i lnianego, od dziś będzie tego po 20g. Dodatkowo dorzucone zostało 30 g sera twarogowego chudego. Więc ze 170g, zrobiło się 200g. Kcal polecą w górę, ale nie będę tak tego odczuwał jeżeli chodzi o ilość jedzenia.
Kolejny utwór dedykuje Panu Wiktorowi, że magiczne ćwiczenie X na bramie!!! https://www.youtube.com/watch?v=H91kWpUNiwU
Z Katalońskim Pozdrowieniem
JJ
PS. Sorka za wszelkie literówki!
27.10.2014r.
Dzień 16 pt. "Dzień ważenia i mierzenia i coś jeszcze"
Właśnie mija 16 dzień naszej współpracy, a co za tym idzie rozpoczęliśmy 4 tydzień walki z ciężarami, techniką, bólem etc. Mój trener od piłki zawsze powtarzał "Jeżeli na meczu się nie spociłeś i nie pobrudziłeś tzn., że chu.... grałeś". I to jest prawda, święta prawda! To samo tyczy się treningów. Jeżeli następnego dnia czy 2 dni później nie czuje się tej partii, którą się ćwiczyło tzn., że sie nie przykładałeś do treningu. Póki co nie miałem jeszcze takiej sytuacji i to mnie niezmiernie cieszy! Trening zaczęliśmy nietypowo bo od ważenia i zbierania pomiarów. I idąc od początku muszę wspomnieć o lekkim szoku. Szok był spowodowany wagą, która pokazała się na wadze... Nie przytyłem nic a nic :/ A jem przecież za 3 dużych chłopów. Robotnicy na budowie Fabrycznego jedzą mniej ode mnie! Może mój metabolizm jest tak nakręcony, że mimo dużych ilości jedzenia nie mogę przytyć. Reakcja Wiktora była szybka "durzucamy coś, ale już nie węgle bo nie pomieścisz" (dzięki Ci WODZU!! Bo serio już ledwo mieściłem). Następnie poszliśmy się pomierzyć. Nie pamiętam dokładnie wszystkich wymiarów jakie braliśmy na samym początku.Wiem, że Wiktor ma to wszystko zapisane i na bank porówna wyniki. Krótko po treningu dostałem od niego info. "1,5 cm więcej w bicepsie!!". Kurnaaaa! Jak ? Nie przytyłem, a poszło o 1,5 cm w góre ? Cieszę sie oczywiście, bo przecież to jest super nagroda po ciężkiej pracy, ale czy to znaczy, że lecę z tłuszczu i przybieram na mięśniu i dlatego waga stoi ? Nie wiem. Fajnie by było, aby wymiary systematycznie się poprawiały :)
Po mierzeniu rozgrzałem się i przystąpiliśmy do treningu. Oczywiście nóg jak przystało na poniedziałek. I na pierwszy ogień mój ukochany kombajn. Kolejny szok bo Wiktor dorzucił już więcej obciążenia. Pomyslałem "chłop oszalał", bo raptem tydzień temu ledwo potrafiłem wstać przy każdym powtórzeniu, a teraz daje więcej. Dał i miał racje! Skubany zawsze ma racje hehe! Tym razem nie dałem się tak łatwo kombajnowi i bardzo dobrze mi się na nim ćwiczyło. Nie mógł on mnie już niczym zaskoczyć, więc ja go zaskoczyłem energią przy każdym powtórzeniu w każdej z 4 serii. Następnie przeszliśmy na suwnice i 4 serie po 15 powtórzeń i 125 kg. Heheh zajarzyłem co znaczy "nie składaj nóg do środka":) Takie banalne, a czasami trzeba do człowika łopatologicznie ! Najważniejsze, że czaję już co jest 5! Później prześliszmy do ćwiczenia na stojąco pt. "dzień dobry". Szybkie 4 serie po 8 powtórzeń i ciśniemy dalej!! Łydki na kombajnie też robiło mi się bardzo dobrze. Rozgryzłem co mam robić,aby było mi najwygodniej i najlepiej się robiło to ćwiczenie. Na samym początku ustawiam stopu na podeście tak abym później nie musiał się już z tym szarpać. Nie mogło zabraknąć też jednego z moich ulubionych ćwiczeń czyli wykroków. 40 Ich było tym razem. Sztanga na plecy i jedziemy. Kolano zgięte jak najniżej, zakaz garbienia się i jedziemy! Haaaa tym razem nie leżałem na ziemi jak mam to w zwyczaju, ale oddech ciężko było złapać. Swoją drogą to śmiesznie muszą wyglądać te moje wykroki bo zawsze jak je robie to wszyscy się patrzą. A może to zasługa Wiktora, który idzie przede mną i pokazuje mi rękoma - jak Pan z pomaranczowymi lizakami na lotnisku-, w którą strone mam się przesunąć, aby nie przydzwonić w kwiaty czy filar hahah.
...coś jeszcze! Brzuch w gratisie! A co! Przecież uwielbiam te treningi, więc na brzuch jest zawsze czas! 2 ćwiczenia! Unoszenie nóg nad drążek 4 serie po 12! Polecam rękawiczki! Dwie serie bez nich i nie czułem dłoni. Potem 4 serie Allahów po 15 powt. 80 kg! :D niedług braknie obciążenia!
W kwestii jedzenia dziś jeszcze jest bez zmian, ale jak tylko dostarcze Wiktorowi rozpiskę z żarciem to podziele się tym co tam dopisał. Oby dotrzymał słowa i nie dodawał węgli!
Z Katalońskim Pozdrowieniem
JJ
PS. Tak sobie pomyśłałem. Na wszystkich filmikach na YT widać jak osoby treujące mają słuchawki na/w uszach! Jak dla mnie to jest mega niewygodne, ale nie do tego dążę. Pomyslałem, że może dorzucać będę jakiś link/ tytuł kawałka, którego słuchałem przed treningiem, aby jeszcze mocniej się nakręcić. Pewnie niektóre mogą być sporym zdziwieniem, ale wszystkie mają swoje wytłumaczenie. To może na pierwszy rzut będzie coś takiego : https://www.youtube.com/watch?v=OiNgz6KDD2k
28.10.2014r.
Dzień 17 pt. "Więcej swobody"
Zmotywowany wczorajszym info o poprawie w bicepsie, nakręciłem się mocno na jeszcze lepsze wyniki w klacie. Dziś jest przecież "treningowe piątunio" czyli dzień, na który czekają wszyscy siłacze ! :D Trochę później niż zwykle się pojawiłem na siłowni bo, kombinują coś oddaniem Inflanckiej i były mega korki. Nie lubię się spóźniać, nie mam tego w zwyczaju, więc "za karę" postanowiłem dać sobie w kość! Pobiegałem 10 min i przy okazji dowiedziałem się od Zosi - czyli z pewnego zródła - co w trawie piszczy na siłowni :D A tak już całkiem poważnie to rozgrzałem się oczywiście i zaczęliśmy trening. Inny od wcześniejszych bo część z niego będę robił sam. Miałem co do tego mieszane uczucia, ale może niepotrzebnie.
Ale od początku. Pierwsze ćwiczenie czyli wyciskanie na prostej ławce. Korzeń robi swoje, więc Wiktor dorzucił mi trochę obciążenia. Czułem moc! Kurcze serio ją czułem. Jakiś czas temu mocno walczyłem z mniejszym ciężarem, a teraz był ogień! Jak u Dzika ( dzięki Kinga) przystało :D Następnie wyciskanie sztangielek na dodatniej ławce. Lekko ponad 25 stopni i 18kg - jeżeli mnie pamięć nie myli. Połowe tego ćwiczenia robiłem już sam. Nie czułem się komfortowo z tą świadomością, ale jakoś poradziłem sobię z tym ciężarem i technicznie aż tak bardzo chyba nie kaleczyłem. Później przyszła pora na maszyne, na której w pozycji siedzącej należy wypychać ręce przed siebie z wysoko trzymanymi łokciami, opartą głową i wyprostowanymi plecami. Poszło! Również wielkiej tragedii nie było. Jednak takową wyczuwałem podczas kolejnego ćwiczenia. Rozpiętki na ławce ujemnej. Poprzednim razem, topornie mi to szło, przyznaję się bez bicia. To było coś nowego dla mnie i może dlatego tak kaleczyłem. Teraz aby tego uniknąć poprosiłem o pomoc Sebastiana. Dobry to chłopak, więc nie było najmniejszych problemów z tym aby poświecił mi chwilę czasu. 4 serie po 15 powtórzeń. Dwie pierwsze po 8 kg na stronie, kolejne dwie po 10 ( hantle były już wolne). Ostatnim ćwiczeniem było ...Wiktora ulubione dopompowanie, czyli niewielkie obiciążenie i max. powtórzeń. Butterfly był zajęty, więc musiałem coś innego wymyślić. O radę poprosiłem Sebastiana. Ten poradził mi opuszczanie i unoszenie nad głowę rąk z obciążeniem opierając się łopatkami o ławkę. Bardzo ciekawe ćwiczenie, przy każdym powtórzeniu czuć jak ciągnie mięśnie. W pewnym momencie zabolał mnie prawy bark. Myślałem, że może przekrzywiłem rękę pod ciężarem, przy kilku kolejnych powtórzeniach było to samo, więc odpuściłem to ćwiczenie, żeby przez dobre chęci krzywdy sobie nie zrobić. Zmieniłem to ćwiczenie na pompki. 40 powtórzeń po treningu klatki było już sporym wyczynem. Butterrly się w miedzyczasie zwolnił więc postanowiłem się już totalnie dojechać. 100 powtórzeń 15 kg i 60 powtórzeń 20kg.Oj klata będzie boleć :D!!!!! Więcej swoby, bo Wiktor nie mógł nade mna czuwać tak jak było do tej pory. Jak było ? Ok, ale wolę jednego mojego coacha obok!
Zapomniałem dziś rozpiski z jedzeniem, więc dziś jeszcze po staremu, ale jutro już na bank ją wezmę! Tak jak pisałem wczoraj podkręcam kolejny kawałek, którego słucham przed siłownią. https://www.youtube.com/watch?v=GC5E8ie2pdM&ob=av2e
Cóż poradzę, że lubię tą kobitkę :D
Z Katalońskim Pozdrowieniem
JJ
29.10.2014r.
Dzień 18 pt. "Kto rano wstaje, ten ma wolne popołudnie"
Jak to bywa w środy, wizyty na siłowni jest zaplanowana na 7:00. Dziś pora na barki i brzuch.Wyjątkowo spokojnie mi się dziś ćwiczyło, bo po siłowni wracam do domu! Wolne w pracy, więc człowiek zupełnie inaczej patrzy na cały dzień :D Barki po wczorajszej klacie? Dobry pomysł !
Podrzut żołnierski rozpoczął nasz trening. Oczywiście z większym obciążeniem niż poprzednio. Pierwsza serie nie była idealna, ale w kolejnych się już poprawiłem. Później poszliśmy powalczyć z hantlami i ich wyciskaniem nad głowe. Mocno mnie zaskoczyła ostatnia seria bo robiłem ją 14kg na strone, a w tamtym tygodniu 12 kg było mi bardzo ciężko. Potrafię jeszcze czasem sam siebie zaskoczyć :D Kolejne ćwiczenie można nazwać X, bo tak się wygląda podczas jego robienia hehe. Cisnę je na magicznej bramie. Lewa suwnica w prawym reku, prawa w lewym. Podnosimy łapy do góry, aby wyszło nam piękne X, ale uważamy na to aby łokcie były wyżej od nadgarstków!
Następnie przyszła pora na ćwiczenie, które wygląda jak przytulanie wielkiego gościa. Ta sama suwnica na tej samej bramie i pasek do yogi! Stajemy w pozycji wyprostowanej, ręce również wyprostowane przed sobą, ale w odległości tak ok. 0,5 m jedna od drugiej. Następnie z tej pozycji rozchylamy je na maxa do tyłu. Coś jak Leo DiCaprio w Titanicu jak stoi na dziobie hehe. A tak całkiem serio to wydaje się to proste, ale jest odwrotnie. Ostatnie powtórzenia w serii są strasznie cieżkie! Ciężar jest mały, bo chyba 15 kg, ale swoje robi i to bardzo.
Na dopompowanie Wiktor dał mi max potówrzeń w opuszczaniu i podnoszeniu gryfu za głową na suwnicy, aleeee siędząc na piętach. I teraz pytanie :D Która z partii mięsni odezwała się jako pierwsza? NOGI!!! Bo nogi się odezwały dziś rano hahah ! Co sie odwlecze to nie uciecze itp. itd. etc. :) Naliczyłem 60 powtórzeń i musiałem przestać bo nogi już nie wytrzymywały, a konkretnie uda. A jeszcze wczoraj mówiłem Wiktorowi, że w następny pon. musimy mocniej nogi zrobić, bo jakoś ich mocno nie czuję hahah :D Jurek, chłopie, byś się kiedyś zastanowił zanim coś powiesz ;)
Ale ale ale! Przyszła pora na brzuch! Brzusio, brzunio, brzuszek tzn. trza go sponiewierać. I tu chiałbym przeprosić za wprowadzenie w błąd, bo ostatnio wspominałem chyba o ćwiczeniu "Rambo", a to było "Rocky". Kurna, a może dobrze mówiłem?! Sam już nie wiem. No, ale wracając. Myślałem, że po ostatnim robieniu brzucha teraz będzie mi łatwiej. Eeeeeee błąd! "Rocky/Rambo" poszło mi fatalnie! Dosłownie fatalnie. Jeszcze Wiktor dał mi "kopa" w momencie kiedy pokazywał jak sie powinno je poprawnie robić. Ale spoko chłopaku! Daj mi trochę czasu i będziemy sie mierzyć, kto zrobi więcej poprawnych powtórzeń ! :D Obiecuje Ci to!! ;)
Po tym całym nieszczęsnym "Rambo/Rocky" przeszliśmy do ostatniej dzisiaj serii, którą robiliśmy na maszynie, która działa na zasadzie skłonów, ale w pozycji siedzącej. 4 serie. Zaczęliśmy od 85 kg, ale później już zmęczenie sie odezwało, a co za tym idzie kaleczenie, więc zmniejszyliśmy do 65kg. Kto wie jak nauczyć swojego podopiecznego techniki w wykonywanym ćwiczeniu ? :D Ja!! Od dzisiaj wiem. Jak się uczy takiego delikwenta, aby robił brzuch dobrze technicznie na tym urządzeniu, o którym przed chwilą wspomniałem ? A no wkłada się paluchy między kolejne odważniki i mówi " jak będziesz opuszczał ciężar do końca to mi palce zgnieciesz". Nosz w morde terrorysta heheh :D Dobrze się spiąłem, bo nie chciałem mieć później palców Wiktora na sumieniu!!
Jedzenie! Nie, nie zapomniałem rozpiski! Dorzucone zostały tluszcze do 3 i 4 posiłku. Także, zamiast odpowiednio 16g i 14 g oleju rzepakowego i lnianego, od dziś będzie tego po 20g. Dodatkowo dorzucone zostało 30 g sera twarogowego chudego. Więc ze 170g, zrobiło się 200g. Kcal polecą w górę, ale nie będę tak tego odczuwał jeżeli chodzi o ilość jedzenia.
Kolejny utwór dedykuje Panu Wiktorowi, że magiczne ćwiczenie X na bramie!!! https://www.youtube.com/watch?v=H91kWpUNiwU
Z Katalońskim Pozdrowieniem
JJ
PS. Sorka za wszelkie literówki!
28.10.2014
Podsumowanie Jurka z paru dni.
Ponieważ dawno nic nie wstawialiśmy trochę się tego nagromadziło. Wrzucam Wam relację Jurka z kilku dni...macie co czytać! A już niebawem film z treningu klatki piersiowej!
Wiktor
20.10.2014r.
Dzień 11pt. „Nogi, kochane nogi”
Było już o tym, że jest to najcięższy trening, było o tym, że mam odciny energii, było już o tym, że ledwo chodzę. Myślę, że warto wspomnieć dlaczego tak bardzo lubię trening nóg. Hmmm po pierwsze pracuję się z fajnym ciężarem. Początkowo byłem mocno zdziwiony, że jestem wstanie ćwiczyć z takimi obciążeniami. Po drugie jest to najdłuższy trening w tygodniu, a ja lubię długo. Po trzecie z każdym treningiem zauważalny jest progres, a przecież jest to jeden z najlepszych motywatorów. Po czwarte 29 serii jest sporym wyzwaniem, a ja lubię wyzwania. Po piąte leje się ze mnie ciurkiem. Podczas żadnego innego treningu nie jest tak zlany potem jak po nogach. Po szóste nie wiedziałem, że trening nóg może prowadzi do tego, że będzie mi ciężko oddech złapać. Po siódme i ostatnie. Jest to najlepsze rozwiązanie na tak bardzo znienawidzony - przez wszystkich - dzień w tygodniu.
Tym
razem, poszliśmy trochę w inną stronę i zmieniliśmy maszyny. Nie mam zielonego
pojęcia jak nazywa się to cudo na którym robiłem uda i łydki, ale dla mnie
nazywać się będzie kombajnem !!
Dosłownie tak wygląda i nawet bez obciążeń swoje waży. Po przysiadach na tym urządzeniu byłem tak
zajechany, że mogłem iść do domu, a to było dopiero pierwsze ćwiczenie. Sporo było nowych – dla mnie- maszyn,
ale również było miejsce na nowe ćwiczenia bez maszyn. Np. „dzień dobry”!
Świetna sprawa, ale mam jeszcze małe obawy, że polecę do przodu ze sztangą.
Dobrze, że Wiktor stale mnie asekuruje. Tak samo wygląda sprawa z czaplami(?),
bo tak się to chyba nazywało. Coś nowego, zupełnie nowego. Obciążenie 20kg już
jest mocno odczuwalne, ale cale ćwiczenie bardzo mi przypasowało.
Oczywiście
nie obyło się bez znanych już mi ćwiczeń takich jak łydki siedząc ze sztangą na kolanach. Dobrze, że jest to
ostatnie ćwiczenie bo masakruje mnie totalnie. Łydki stojąc z tym kombajnem
również są bardzo ciężkie. Ech i jeszcze te krótkie przerwy między seriami.
Człowiek ledwo butelkę w rękę weźmie, a tu już trzeba się ustawiać.
Wiktor
zmodyfikował mi wykroki z obciążeniem. Do tej pory robiłem je z hantlami. Dziś
zdecydowaliśmy się zamienić hantle na sztangę. Muszę przyznać, że była to
bardzo dobra decyzja. Zupełnie inaczej się ćwiczy ze sztangą. Nie trzeba się
koncentrować na balansowaniu tym hantlami. Zdaję sobie sprawę z tego, że
wykroki ze sztangą są mniej zaawansowane technicznie, niż tego z hantlami.
Jednak wolę – na początku oczywiście-
dobrze wykonywać mniej zaawansowane ćwiczenie i potem przejść do
trudniejszych, niż na siłę kaleczyć te trudniejsze. Przecież chodzi o to aby
każde z ćwiczeń było wykonane dobrze technicznie, a nie zrobione na odwal się i
tylko po to aby powiedzieć „zrobione”. Na wszystko przyjdzie czas. Na
przesiadkę ze sztangi na hantle też. Zresztą sztanga jest dla mnie dużo
wygodniejsza. Po tylu wcześniejszych seriach po prostu pewniej się czuję ze
sztangą niż hantlami.
W
kwestii jedzenia nic się nie zmieniło, ale od jutra są planowane już jakieś
zmiany, które Wiktor naniósł już na moją rozpiskę. Coraz ciężej przychodzi mi
pomieszczenie w sobie takiej ilości jedzenia hehe. Przecież ja nie lubię jeść!
:D Waga podskoczyła mi o aż, bądź tylko 600g. Nie wiem czy jest do dobry, słaby
czy umiarkowany wynik. Ocenę pozostawiam profesjonalistom .
Z
Katalońskim Pozdrowieniem
` JJ
21.10.2014r.
Dzień 12 pt. „Dzień klatki i dzień zmian”
Dzień
zmian, ale w tych kategoriach można rozpatrywać cały tydzień. Każdy kolejny
trening ma nowe elementy. Chodzi oczywiście o konkretne ćwiczenia. W
poniedziałek włączyliśmy ten magiczny kombajn do robienia łydek i ud. Następnie
zmiana suwnicy. Potem korekta wykroków. Dziś klatkę robiliśmy też inaczej niż
zwykle. Zaczęliśmy od prostej ławeczki i wyciskania, następnie ławeczka łamana
i wyciskanie hantli. Ogólnie dziś sporo pracowaliśmy na ławeczkach bo nie
ominęliśmy ławki łamanej w dół.
Zaskoczył
mnie Wiktor tymi zmianami, ale skoro on uważa, że tak trzeba to ja jako jego
podopieczny robię to co mi nakazuje. Zresztą jestem człowiekiem otwartym na
różnego rodzaju zmiany czy modyfikacje. Zero marudzenia i narzekania. Do temu
trzeba podejść poważnie i zrobić swoje najlepiej jak się da. Mając już jakieś
tam porównanie mogę stwierdzić, że dzisiejsze robienie klatki jest mocniej
zaawansowane techniczne niż poprzednie treningi. Wiadomo jak jeszcze stoję z
technika więc irytowało mnie trochę to, że brakuje mi jeszcze do perfekcji. Na
perfekcje przyjdzie też pora. Zresztą Wiktor to chyba lubi mnie czasem opier….
, że coś robię nie tak jak on powiedział. Nie robię oczywiście tego świadomie
czy też na złość. Mam póki co jeszcze
braki.
Zaobserwowałem
też, że mój coach lubi na koniec treningu dać mi ćwiczenie na „dojechanie”.
Małe obciążenie, jedna seria, duuuużo
powtórzeń. 100 albo i więcej. Na początku jest lekko, nawet bardzo, ale przy 20
czy 30 robi się już ciężej, a gdzie do tej 100 hehe.
Bardziej
zadowolony byłem z poprzednich treningów klatki. Hmmm może inaczej. Nie to, że
byłem bardziej zadowolony tylko po dzisiejszym czuję pewien niedosyt z powodu
technicznych braków. Jednak całą zmianę oceniam bardzo pozytywnie. Może
niedługo przyjdzie pora na kolejne. Nie to, że coś mi się znudziło tylko sama
zmiana, która niesie ze sobą pewne nowości jest po prostu ciekawaJ.
W
treningu nastały zmiany i miały one też miejsce w diecie. Wiktor wykopał mi
wheya z pierwszego posiłku i wrzucił go razem z kreatyna zaraz po treningu (
jeszcze na siłowni). Posiłek po treningu najczęściej wypada mi jakieś 45-60 min
po wyjściu z siłowni. Na miejscu wheya pojawił się jogurt naturalny, a
konkretnie 200g takiego jogurtu. Do śniadania doszło jeszcze 60 g chleba
razowego. Całkiem sporo tego się zrobiło w tym pierwszym posiłku. Muszę zacząć
wstać wcześniej aby nie jeść w pośpiechu hehe. Do drugiego posiłku zostały
dołączone płatki owsiane w ilości 60 g i ucięte 30 g chleba razowego. Reszta
posiłków jest niezmienna jeżeli chodzi o ilości i składniki. Ciężko się robi z
tym jedzeniem. Na ten moment wychodzi ponad 3500 kcal. Dla jednych to mało, a
dla drugich to dużo. Ja jestem z tych trzecich. Dla mnie jest to ogromnie dużo,
a Wiktor już coś wspominał o kolejnym dodawaniu hahaha
Z Katalońskim
Pozdrowieniem
JJ
22.10.2014r.
Dzień 13 pt. „Szczęśliwa 13, bo brzuch dobrze dojechany”
Środa.
Dzień inny od pozostałych 4. Trening od rana, inne godziny jedzenia, zmiana
kolejności posiłków. To już przecież wiadomo. Więc dlaczego ta sobota jest
jeszcze bardziej inna? Po pierwsze jest kolejnym dniem, w którym nastąpiły
zmiany w treningu. Po drugie powiedziałem Wiktorowi, abyśmy mocniej brzuch
dojechali. Moje prośby zostały przez niego wysłuchane.
Brzuch robię na końcu,
więc teraz też o nim będzie na końcu. Zrobiliśmy solidna rozgrzewkę i następnie
zaczęliśmy trening barków. I to był mój pierwszy szok. Pierwszym ćwiczeniem
było podrzucanie sztangi nad głowę czyli żołnierskie wyciskanie stojąc.
Pomyślałem sobie, że chyba jeszcze ze szkolenia nie wrócił. Nigdy wcześniej
czegoś takiego nie robiłem, więc moje największe obawy wiązały się z tym, aby
ten ciężar – mimo, że nie jakiś ogromny- nie spadł mi na głowę. Wiktor jak
zwykle mnie asekurował, więc po chwili obawy poszły w odstawkę. Pierwsza seria
była ciężka. Pewnie dlatego, że była pierwszą w życiu – tak sobie pomyślałem.
Byłem w błędzie. Wiktor powiedział, że mam mieć ciągle napięte mięśnie brzucha.
Skubany miał racje – jak zawsze. Druga, trzecia i czwarta seria poszły o niebo
lepiej niż pierwsza. Były momenty, że nie czułem obciążenia.
Kolejnym
ćwiczenie było wyciskanie hantli nad głowę siedząc. I tu powraca mój mini
koszmar czyli technika. Chociaż było chyba nią trochę lepiej niż wczoraj (
klatka). 4 serie po 12 powtórzeń i już mocno czułem barki. Ale o to przecież
chodzi J
Dzisiejszy
dzień jest pierwszym takim, w którym robiliśmy same nowe ćwiczenia barków. Na
koniec zostało oczywiście „dojechanie” barków i 100 powtórzeń unoszeń
ramion wysokość czoła z hantlami. Mały,
wręcz malutki ciężar ( po 2kg na rękę),
a po skończeniu bolało mnie wszystko od barków po dłonie…
Z
robieniem brzucha u mnie jest jak z
jedzeniem obiadu przez małe dziecko. Najlepsze zostawia się na koniec. Brzuch
też był „nieśrodowy”. Allahy 4 serie po 15 powtórzeń obciążenie 80kg na
początek. Później coś Total mega hiper super etc itp. itd. !! Wiktor! Jak to
się nazywało ?! Rambo ? Nieważne. Ważne jest to, że podobne cuda to ja
widziałem w filmach z Sylwkiem Stalone :D To może opiszę. Kładziemy się
grzecznie na prostej ławce, ręce za głowę i łapiemy się ławki. Trzymamy
najmocniej jak umiemy. Następnie opieramy się mocno na plecach, ale tak od
wysokości łopatek. Wszystko od łopatek w
stronę nóg unosimy do góry. Jesteśmy w kształcie litery L. Jak już to mamy
opanowane i zaczynamy opuszczać tą cześć ciała, która nie dotyka ławeczki.
Oczywiście staramy się robić to tak aby nic - prócz pleców na wysokości łopatek
– nie dotykało ławeczki. Robiłem mnóstwo różnych ćwiczeń na mięśnie brzucha,
ale czegoś takiego to jeszcze nie przeżyłem. Daleki byłem od ideału, a i tak
czułem palenie w brzuchu przy każdym podnoszeniu i opuszczaniu nóg. Oczywiście
nie opuszczamy nóg do samego końca!!! Uwielbiam to palenie w mięśniach brzucha!
No tak już mam J
Ostatnim dzisiejszym ćwiczeniem bo zwisanie na drążku z podciągniętymi kolanami
do klatki obracanie nimi w lewo i w prawo. Ciężka sprawa to po tak ciężkim
treningu. Pod koniec to miotałem się już trochę na tym drążku, ale za tydzień
będzie już znacznie lepiej!
W
kwestii jedzenia w tym tygodniu już się nie zmieni. Czekamy do poniedziałku do
ważenia i wtedy będziemy rozważać opcję dodania kcal.
Z Katalońskim Pozdrowieniem JJ
23.10.2014r.
Dzień 14 pt.
„Całkiem nowe plecy”
Jak już wcześniej pisałem, ten tydzień cechuje się sporymi
zmianami w treningu. Nowe ćwiczeniach na nowo poznanych maszynach. Brzmi
ciekawie i też tak było! Do tej pory czwartek był dniem najtrudniejszym dla
mnie. Wiele razy już to powtarzałem, że trudność ta wynika z techniki, której
jest u mnie mało. Tym razem plecy wydawały mi się mniej techniczne. Albo po
prostu ćwiczenia bardziej mi leżały, bo Wiktor mnie za często nie upierdzielał.
Może chciał być miły ?:D O to trzeba już się zapytać Pana Coacha :D
Mówiąc/pisząc już całkiem
poważnie, z ręką na sercu mogę powiedzieć, że był to mój najlepszy trening
pleców. Ktoś może powiedzieć, ale przecież były dopiero trzy. Prawda. Dopiero
trzy, ale ten był zdecydowanie najlepszy. Oczywiście wyrażam teraz swoją subiektywną
opinie. Wiktor może być zupełnie innego zdania. Swoją drogą bardzo jestem jego
ciekaw, ale tą przyjemność zostawię sobie na późniejszych okres naszej współpracy.
Dużo łatwiej mi się trenowało, ale to
nie znaczy ze była jakaś taryfa ulgowa. Nie chcę czegoś takiego. Zawsze
ciśniemy na maxa! Jeżeli nie mogę dokończyć serii tzn., że serio już nie mam
siły, a nie że odpuszczam bo mi się nie chce. Mi się zawsze chce. Ostatnio
nawet usłyszałem pytanie „ ciekawe ile będzie Ci się chciało chodzić na siłownie?”.
Odpowiedź była natychmiastowa i stanowcza „ tak długo, aż osiągnę swój cel, a
jak go osiągnę to nie przestanę ćwiczyć”. Jaki byłby sens tego naszego planu
jeżeli miałbym przerwać go w połowie? Szkoda mojego i Wiktora czasu, kasy etc…
Tak więc z początkowym
założeniem, każdy trening z zaczynam z ogromnym optymizmem i zorientowaniem na
jak najlepsze zrobienie treningu. Dziś trenowało mi się bardzo dobrze i
płynnie. Na dodatek obciążenie też były dobrze dobrane przez Wiktora, więc
półtorej h było mądrze przepracowane. Oby jak najwięcej takich treningów!
Jedzenie. Jak ja
tego nie lubię… Postały już te tabsy jako alternatywa dla żarcia ?? Dojdzie do
tego, że jedzenie będzie mi zajmowało pół dnia heheh. Teraz już pochłania sporo
czasu. Mówię o jedzeniu i przygotowaniu tego jedzenia. W kwestii ilości i
produktów nic nie uległo zmianie.
Z
Katalońskim Pozdrowieniem
JJ
25.10.2014r.
Dzień 15 pt.
„Sobota czyli dzień długo wyczekiwany”
Lubię soboty. Wstaję rano o ludzkiej
godzinie, jem śniadanie, sprawdzam co się dzieje na świecie, odpalam jakiś film
i robię sobie drzemkę. Jem drugie śniadanie i szykuję się na siłownie. Na
miejscu jestem koło 12. Trening rąk i brzucha, prysznic i do domu. I jestem
wolny jak przysłowiowa „dzika świnia”.
Ta
sobota była jednak inna od pozostałych.
Czekałem na nią dobre pół roku więc od kilku dni chodziłem lekko poddenerwowany.
Dzisiaj gra moja przecież moja Barca z Realem. Jako wieloletni Cule nie
potrafię być spokojny na kilka godzin przed spotkaniem.
Nie będę się rozwodził dłużej nad tym tematem bo
przecież nie o to w tym chodzi. Jeżeli czwartkowe plecy były moimi najlepszymi
to sobotnie ręce i brzuch były najgorszym treningiem tych partii.
Jak na sobotę trening był dość
długi. I wszystko byłoby całkiem ok. gdyby nie przedramiona. Ale zacznę od
początku. Tym razem – jak na tydzień zmian przystało- zaczęliśmy od tricepsu i
wyciskania z wąskim uchwytem. Szło mi na tyle dobrze, że Wiktor nie omieszkał
co serie dorzucać mi obciążenia. Następnie robiliśmy triceps na urządzeniu,
które nazywa się Brama :D Wątek piłkarski musiał się przewinąć.
Biceps
robiliśmy na modlitewniku z pomocą suwnicy. Obciążenie nie za duże nie za małe,
a zmachałem się jak głupi. Potem przeszliśmy do robienia bicepsu sztangą do
chwytu młotkowego. Idealnie dobrane obciążenie. Dosłownie w sam raz. Przy
czwartej serii powtórzenia robiłem ostatkami sił. Później dopompowaliśmy
triceps 100 powtórzeń na suwnicy. Jak zwykle małe obciążenie (20kg) i do odciny
mięśniowej. Na początku nie czuje się tego obciążenia, jednak po pewnym czasie
ma się wrażenie jakby na suwnicy było 80 kg, a nie 20.
Po
wszystkich seriach na biceps i triceps, przyszła pora na przedramiona.
Nienawidzę tego ćwiczenia, ze wszystkich w skali całego tygodnia. Dosłownie
nienawidzę!!! Raptem 2 ćwiczenia, jedno po drugim, a dłuży mi się jakbym cały
trening temu poświęcał. Na dodatek te obciążenia… Małe! Męczy mnie to
psychicznie, że robię to ćwiczenie na małych obciążeniach, a mój organizm
zachowuje się jakby było tego z 5 razy tyle…
Pierwszym
– z mega serii- ćwiczeniem było trzymanie sztagi za sobą na wyprostowanych
rękach ( trochę poniżej tyłka). Niby nic takiego, ale jak dorzucić do tego
podwijanie i odwijanie nadgarstków z ta sztangą to już nie jest tak kolorowo.
Aaaa no i jeszcze jedno! Przy odwijaniu sztangę należy opuścić na same opuszki
palców! Dla mnie masakra!! Dosłownie traciłem czucie w dłoniach… Przez co
musiałem małe przerwy robić, a ja tego nie lubię!! Drugą częścią mega serii
było jak zwykle trzymanie sztangi nachwytem i opuszczanie o podnoszenie jej za
pomocą samych nadgarstków. W tym temacie jestem totalnym ułomem, bo nie dość,
że robię to małym ciężarem – chociaż większym niż ostatnio – to jeszcze
fatalnie mi to idzie technicznie… Mam spore trudności z równym trzymaniem
przedramion tak aby się nie ruszały czy nie rozchodziły na boki. Dla mnie jest
to mega mordęga!!! Serio. Bardzo chcę się poprawić pod tym kątem, ale czuję że
będzie to niezmiernie trudne! Nie poddam się, bo jest to dla mnie jakimś
wyzwaniem.
Przez te przedramiona i przerwy mam kiepskie
odczucia po całym treningu. Czuję się tak jakby cały trening był fatalny. I to
mnie dodatkowo wpienia… Za tydzień nie wyjdę z siłowni póki nie zrobię treningu
przedramion tak abym był zadowolony! Obiecuje!!!!!!
Z Katalońskim Pozdrowieniem
JJ
21.10.2014
20.10.2014
Dzień 9 i 10 projektu metamorfoza Jurka. Jurek nam się rozkręca :]
16.10.2014
Dzień 9 pt. „ Dzień techniki,
techniki dzień”
Czwartkowy
trening powinien być najlepszy bo, mam sporo czasu na regeneracje przed nim.
Okazuję się jednak najtrudniejszym i to nie ze względu na spore obciążenia –
jak w przypadku nóg – tylko ze względu na technikę.
Większość
energii pochłania koncentracja na technice i dokładności jaką trzeba się
posługiwać przy robieniu pleców. Może to brzmieć śmiesznie, że koncentracja
może pochłaniać energię, ale w moim przypadku tak jest. Jestem surowym
technicznie przez co sporo sił kosztuje mnie dobrze technicznie wykonane
ćwiczenie. Jest oczywiście lepiej niż tydzień temu, ale nie tyle dobrze żebym
był w pełni zadowolony.
Co
ciekawe. Najwięcej problemów stwarzają mi niby te proste ćwiczenia. Hantle w
rękach, wyprostowane ręce w łokciach i unoszenie kapturów do góry. Jak jestem
wyprostowany to jeszcze jakoś idzie, ale w pozycji pochylonej do przodu jest
już licho. Nie mogę się jeszcze wyzbyć nawyku lekkiego zginania rąk w łokciach.
To nie jest tak, że mi się nie chce tego poprawić czy coś. Tu się rozchodzi
właśnie o tą technikę. Dla jednych jest to banalne i mogą się dziwić, że ktoś
ma z tym trudności, a dla drugich może to być problem. Dla mnie jest, ale już
niedługo.
Jest
to moja pierwsza przygoda na siłowni i muszę się uczyć wszystkiego od początku.
Wątpię aby ktoś od początku swoich wizyt na siłowni potrafił wykonać każde
ćwiczenie idealnie technicznie. Jeżeli
chodzi o wybór jednego z najfajniejszych ( wszystkie są fajnie) o bardzo mi się podoba ćwiczenie na ławeczce do
pleców. Skłony do przodu z obciążeniem.
Niby takie proste, ale dobrze daje w kość i potem czuć w plecach te 4 serie po 15 powt. z dodatkowym
obciążeniem 15 kg. Ostatnie powtórzenia są już mega ciężkie, ale ja zawsze
walczę do końca J.
Jedzenia
jest coraz więcej heheh. Nigdy chyba tyle nie jadłem co teraz. A co najlepsze
ostatnio usłyszałem „Jurek znowu schudłeś”. Zacznę się martwić jeżeli będę jadł
coraz więcej, a waga będzie spadać hehe. Liczę, że za jakiś czas ruszy ona w
odpowiednią stronę J
Wiem, że budowanie masy jest to mozolny i długoterminowy proces, więc przez
głowę nie przejdzie mi nawet moment zwątpienia. Zresztą ! :D Coraz bardziej mi
się podoba na mojej siłowni!!!
18.10.2014
Dzień 10 pt. „Jeden z milszych akcentów weekendu”
Piątek
wolny więc trzeba go z pamięci wymazać. Sobota to już na siłowni sensowna
robota J
Dzień rąk czyli zmora robienia przedramienia… Nadal jest to najcięższe
ćwiczenie z całej tygodniowej palety.
Sporo dziś ludzi było, ale jakoś się dogadaliśmy co do sprzętu. Kolejność ćwiczeń była podobna do tych z zeszłego tygodnia. Biceps, triceps, przedramiona no i oczywiście mój ukochany brzuch. Zaczęliśmy od bicepsu łamanym gryfem. Poszło mi lepiej niż ostatnio. Znacznie lepiej. Następnie hantle i chwyt młotkowy. Też jest moim zdaniem lekki progres. Pompki na triceps również nieźle szły, ale muszę popracować trochę jeszcze nad odpowiednim ułożeniem ciała, aby się mniej bujać. Spodziewałem się, że robienie tricepsa siedząc i trzymając hantel nad głową sprawi mi więcej kłopotów, ale nie był aż tak źle. Pozostałe ćwiczenie również całkiem szły aż do momentu przedramion, które nadal są jakimś tam wyzwaniem. Trudna jest to dla mnie partia i tyle.
Sporo dziś ludzi było, ale jakoś się dogadaliśmy co do sprzętu. Kolejność ćwiczeń była podobna do tych z zeszłego tygodnia. Biceps, triceps, przedramiona no i oczywiście mój ukochany brzuch. Zaczęliśmy od bicepsu łamanym gryfem. Poszło mi lepiej niż ostatnio. Znacznie lepiej. Następnie hantle i chwyt młotkowy. Też jest moim zdaniem lekki progres. Pompki na triceps również nieźle szły, ale muszę popracować trochę jeszcze nad odpowiednim ułożeniem ciała, aby się mniej bujać. Spodziewałem się, że robienie tricepsa siedząc i trzymając hantel nad głową sprawi mi więcej kłopotów, ale nie był aż tak źle. Pozostałe ćwiczenie również całkiem szły aż do momentu przedramion, które nadal są jakimś tam wyzwaniem. Trudna jest to dla mnie partia i tyle.
Jeżeli
chodzi o brzuch i allachy to dziś robiłem je 70 kg, więc jestem z tego powodu
zadowolony. Natomiast podnoszenie nóg nad głowę wisząc na drążku wychodziło mi
tym razem beznadziejnie… do tego stopnia, że przesiadłem się na te stojaki co
wcześniej pompki na triceps robiłem. Tam już pociągnąłem do końca brzuch. W
międzyczasie zrobiłem jeszcze unoszenia bioder do góry leżąc. Ćwiczenie to jest
mi dobrze znane z moich poprzednich programów treningowych więc nie sprawiło mi
większych kłopotów.
W
soboty chodzę na siłownie trochę wcześniej niż w tygodniu. Zazwyczaj jestem w
okolicach 12. I tak też było tym razem. Ze względu na godzinę moim posiłkiem
przedtreningowym nie jest jak zwykle kurczak z ryżem, tylko posiłek drugi czyli
chleb, wędlina etc. Dopiero po treningu jem kurę z ryżem czy też makaronem i warzywa.
Myślę, że taka mała zmiana w ciągu
tygodnia może spowodować, że organizm trochę mięć tzw. zagwozdkę co się
dzieje.
Może
to się wydawać dziwne, że cieszę się z takich małych rzeczy jak to, że na
jakimś tam treningu szło mi lepiej niż na poprzednim, ale mnie cieszą takie
małe „sukcesy”, bo zdaję sobie sprawę tego, że w tydzień czy też dwa nie zrobię
ogromnego progresu. Wszystko musi iść stopniowo swoją drogą i ja to w pełni
rozumiem. Zdaję sobie również sprawę z tego, że może nadejść taki dzień, w którym
ciężko mi będzie zrobić dane ćwiczenie takim samym ciężarem jak poprzednio. Dla
mnie najważniejsze jest to aby stale dążyć do wyznaczonego celu, a takie
błahostki mnie nie zniechęcą i nie spowodują, że moje zaangażowanie i chęci
będą mniejsze.
Z Katalońskim
Pozdrowieniem
JJ
17.10.2014
Podsumowanie dni 6, 7 i 8 projektu metamorfoza Jurka.
13.10.2014
Dzień pt. „To już jest poniedziałek?!”
Kiedy
mi minął ten weekend, że już jest poniedziałek i do tego jeszcze 13… Masakra,
tragedia, załamka. A tak całkiem serio, to całe szczęście, że już jest
poniedziałek bo męczyła mnie już ta niedziela.
Z
pełną świadomością jak wyglądają poniedziałkowe treningi i jak się po nich
czują i zachowują moje nogi, podszedłem do tematu jeszcze bardziej zmotywowany
i naładowany pozytywną energią J
Z drugiej jednak strony myślałem, że będzie mi choć trochę lżej i łatwiej,
jednak Wiktor moje domysły szybko wybił mi z głowy. Jak? Po prosu zwiększył
obciążenie. Niby to tylko 10 kg, ale przy tylu powtórzeniach jest już
odczuwalne.
Zaczęliśmy
oczywiście od rozgrzewki, a następnie przeszliśmy do treningu. Na pierwszy
ogień poszła suwnica i 110kg. Poprzednim razem po dwóch seriach miałem już
dość. Teraz dość miałem przy ostatnich kilku powtórzeniach w ostatniej serii J Następnie przyszła
pora na TRX i kucanie na jednej nodze… Jaka to jest masakra :D Zero dodatkowego
obciążenia, a ćwiczenie mega wyczerpujące.
Ogólnie
tym razem nie czułem odciny energii, ale nogi były mocno zajechane. A robienie
wykroków jest dopełnieniem ciężkiego workout’u. Jednak uwielbiam to ćwiczenie,
mimo że pod koniec leże na ziemi i oddech jest mi trudno złapać.
Po
pełnym –pierwszym- tygodniu treningów z Wiktorem, najwięcej czasu zajmują nogi.
No, ale 29 serii w 20 min się nie zrobi.
W
kwestii jedzenia uległa jedna zmiana. Ryż został zastąpiony przez makaron. 125
g ryżu brązowego to 150 g makaronu razowego, gryczanego czy pełnoziarnistego. Trochę
za długo go gotowałem i jedna porcja ugotowanego makaronu osiągnęła wynik
prawie 500 g!!!!! Samego makaronu jest tyle, a gdzie tu jeszcze kura i jakieś
warzywo? Jak to przejeść????? Inne posiłki nie uległy większym zmianom.
Ewentualnie takim małym „kosmetycznym” jak zmiana pomidorów i papryki na
brokuły.
14.10.2014
Dzień 7 pt. „Klata, klata, klata!!!!”
Nadszedł
dzień tak uwielbiany przez wszystkich użytkowników siłowni. Tak jak tydzień
temu, u mnie przypada on na wtorek. Trening
ten mnie mocno zdziwił, bo zauważyłem mały spadek siły podczas pewnych ćwiczeń.
Np. robienie klatki na skośnej ławce szło mi dużo gorzej niż poprzednio. Już
przy pierwszej serii czułem się tak zajechany jak tydzień temu przy serii
ostatniej.
Również
wyciskanie hantli leżąc na ławeczce przysporzyło mi więcej trudu niż
poprzednio. Nie wiem czym jest to spowodowane. Może tydzień temu nastąpił efekt
świeżości, który dodawał więcej siły albo może tym razem szło mi gorzej bo
kiepsko spałem i przez cały dzień się czułem mocno zmęczony.
Zauważyłem,
że moja przewodnia ręka jest trochę słabsza od lewej. Niby dziwne bo przecież
ręka przewodnia powinna być silniejsza od tej drugiej, ale czytałem kiedyś – za
czasów grania w piłkę- że kończyna dominująca jest trochę słabsza od tej
zdominowanej, ze względu na jej stałe używanie. Ja jednak podłoże tego zjawiska
dostrzegam w innym miejscu. Za czasów małolata złamałem rękę z przemieszczeniem
w łokciu. Wiadomo, że złamanie się zrasta i nie ma śladu, jednak ortopeda,
który się mną wtedy opiekował powiedział mi, że mogą być takie sytuacje, w
których prawa ręka może być trochę słabsza od lewej.
Dobra
dość o różnicy między lewą i prawą ręką. Trening klatki jest dość szybki, tzn.
dość szybko mi mija ten czas. Zupełnie inaczej jak w poniedziałki hehe. Ustaliliśmy
z Wiktorem, że trzy razy w tygodniu dorzucimy sobie 20 min aerobów. Ergometr
był, orbitrek był, bieżnia była więc przyszła pora na rowerek, ale żeby trochę
urozmaicić tą jazdę wybrałem się gościnnie do Marty na Indoor Cycling. I
przyznać muszę, że super świetna sprawa!! Polecam każdemu, kto lubi dwa kółka J Przypomniały mi się lata, w których wykręcałem spore
ilości km na rowerze. Ale żeby nie było! Nie jest to jakaś tam jazda holenderką
po ścieżce rowerowej! Całe zajęcia trwają 50 min. Ja wygrałem się na 20 min i
dostałem dobrze w kość. Więc jeżeli ktoś chce pojeździć dla relaxu to niech
idzie na zwykły rowerek, bo na zajęciach u Marty czeka taką osobę spory
wysiłek!
Wczoraj
ledwo zjadłem to 500 g ugotowanego makaronu, a dziś znowu muszę walczyć z taka
porcją. Nie poddam się i zjem :D Ale po takiej porcji to o jedzeniu nawet
myśleć nie chcę ;)
15.10.2014
Dzień 8 pt. „ Barki i brzuch z rana najlepszym budzikiem dla
endorfin”
Kurna!
Uwielbiam te treningi od rana. Człowiek wstaje trochę wcześniej niż zwykle,
jedzie na siłownie i później już mu tylko zostało 8 h w pracy heh. Fajna sprawa
taki trening od rana bo człowiek nie potrzebuje żadnych wspomagaczy typu kawa
aby się rozbudzić .
Siłownie
otwierają o 7, więc jak przystało na człowieka punktualnego byłem kilka min.
Przed 7. Rozgrzewa na orbitreku, potem trochę gibania się na takiej gumowej
półkuli z podpiętym ekspanderem. Wydaję się takie banalne, ale połączenie
podnoszenia rąk z ekspanderem i utrzymanie równowagi w tym samym czasie jest
dość trudne.
Fajnie
jest tak od rana potrenować w ciszy i spokoju. Można się w pełni skoncentrować,
nie trzeba czekać na maszyny etc. A maszyn używamy sporo. Bardzo mi się podoba
również ta różnorodność w doborze maszyn. Dzięki niej można się ustrzec przed
monotonia, która podobno z czasem może się pojawić. Piszę podobno bo tak tylko
słyszałem od kumpli, którzy od lat chodzą na siłownie. Ja u siebie monotonii
nie przewiduję, bo przez te kilka lat ćwiczeń nie doświadczyłem jej, a
różnorodność sama w sobie jest fajna. Zresztą co tu gadać o monotonii, skoro
Wiktor już odpowiednio zadba o to aby nie pojawiła się nawet 0,001% J
Trening
barków wydaje mi się jeszcze szybszy niż klatki. Ledwo się obejrzałem, a
nadeszła pora na robienie mojej ulubionej partii czyli brzucha. Największa
przyjemność tego treningu i każdego innego w którym robię brzuch! Podciąganie
nóg i bioder z obciążeniem do najlżejszych ćwiczeń nie należy, ale czy ktoś coś
mówił, że będzie lekko ? Nie! Wręcz przeciwnie ! I na to liczę wchodząc na
siłownie. Jeżeli się nie zmęczyłem tzn., że za słabo trenowałem, a czegoś takiego
nie chce nawet brać pod uwagę!
W
środy trochę inaczej wypada mi jedzenie. Jem wcześniej niż zwykle, z mała
zmianą kolejności posiłków. Śniadanie wypada koło 6, więc to rzutuje również na
zmiany innych godzin posiłków. 2 i 3 posiłek zamieniam tak aby na potreningowy
padał makaron i kurczak, a na trzeci chleb, wędlina jajka itp… Wraz z
zamienieniem kolejności tych dwóch posiłków, zmienia się godzina przyjęcia
cynku i whey. Cynk z 2 posiłkiem, whey z 3.
Skoro
na drugi posiłek wypada makaron etc. to znowu muszę walczyć z jego sporą
ilością. Jako, że spadł mi 1 kg z wagi, Wiktor postanowił dodać mi trochę kcal.
Więc ze 150 g zrobiło się 180 g makaronu ( z 125 g ryżu na 150g). 180 g
makaronu czyli na chłopski rozum będzie grubo ponad pół kg heheh Gotowałem go
trochę krócej niż poprzednio i wyszło, że 180g surowego makaronu to 508 g
ugotowanego. Nie jest źle, ale i tak będę musiał z tym ostro powalczyć.
Może
jeszcze słowo o tym jak się czują nogi. Tydzień temu o tej porze robiłem 10 kroków
na minutę. Teraz chodzę normalnie. Czuję uda, ale to jest zasługa Indoor
Cycling ( Marta dzięki wielkie za zaproszenie i liczę na kolejne! J ). Różnica między
dzisiejszą środą, a poprzednią jest oooooooooogrooooomnaaaaaaaa!!!!
Teraz się będę zastanawiał jak będą się czuć barki. Pożyjemy zobaczymy;)
Jutro to dziś tyle, że jutro! J
Z Katalońskim Pozdrowieniem
JJ
PS. Walka z makaronem, kurą i brokułami wygrana, chociaż
lekka nie była.
12.10.2014
Dzień 5 pt. „ Już myślałem, że ten piątek się nie skończy…”
11.10.2014
Dzień 5 pt. „ Już myślałem, że ten piątek się nie skończy…”
Jakoś
tak wyszło, że „ustawowo” mam wolne piątki od treningu. Mówiąc krótko:
TRAGEDIA! Nuda, nuda, nuda. Gdyby nie to, że po piątku do pracy iść nie muszę,
to znielubiłbym go tak samo jak niedziele. Nic nie robienie jest dla mnie
największą męczarnia. W szczególności psychiczną. Akurat tak się złożyło, że w
ten piątek wypadała impreza, na którą czekałem dobre pół roku, więc jakoś
dotrwałem do wieczora.
Dobrze,
że po piątku jest sobota, a sobota to dzień rąk i brzucha. Ręce to oczywiście
drugi ulubiony trening chyba wszystkich bywalców siłowni , a brzuch jak już
kiedyś wspominałem jest moim the Bestem :D
Na
siłownie wybrałem się o dość kulturalnej porze czyli 12. Spodziewałem się
tłumów i kolejek do sprzętu, a tu psikus. 4 osoby J Czy można chcieć więcej ? Po
świetnej imprezie idę na trening, jestem wypoczęty i nie ma ruchu :D Trening
podzieliliśmy na kilka „sekcji”. Triceps, biceps i przedramiona. Muszę
powiedzieć WOW!!! Rąk nie czułem. Ku
memu zaskoczeniu najciężej szło mi z bicepsem… 4 serie po 12 powt. 10 kg w ręku
stylem młotkowym, a mi łapy chce z korzeniami powyrywać. Jednak szczyt miał
przyjść dopiero później. Triceps bardzo dobrze mi się robiło. Znałem już
wcześniej te ćwiczenia, więc musiałem się skoncentrować aby dobrze je technicznie
wykonać. Aż tak źle to mi chyba nie poszło, co Wiktor? Robienie bicepsa chwytem młotkowym też obce
mi nie było, ale ilość powtórzeń i serii tak. Jednak największą trudność
sprawiły mi przed ramiona. Może opisze ćwiczenie. Ławeczka, sztanga bądź hantle
do tego grzecznie klęczymy i opieramy przedramiona na ławeczce tak aby
nadgarstki wystawały poza nią. Wszyscy to przecież znają. Nachwyt i podchwyt.
Proste :D Otóż nie!! Jeżeli chodzi jeszcze o podchwyt to poszło mi w miarę
sprawnie ze sztangą i kilkoma kg na stronie. A nachwyt? MASAKRA! Sama sztanga
to za dużo. Hantle po 4kg też :/ Udało się hantlami po 2 kg, ale i tak było
mega ciężko… Nie wiem, dlaczego, nie wiem jak ale było. Przy 15 powtórzeniu
ledwo mogłem hantle w rękach utrzymać, a gdzie jeszcze podnosić nadgarstki do
góry. Ciężka sprawa i dla mnie mega ciężkie ćwiczenie, mimo że takie proste i z
tak małym obciążeniem. Na sam koniec robiliśmy biceps i triceps do odciny.
Chyba jeszcze nigdy nie miałem tak spuchniętych rąk.
Na
koniec dzisiejszej „męczarni” przyszła pora na brzuch. Zaczęliśmy od allahów.
Słyszałem o ćwiczeniu, widziałem w necie, nigdy nie robiłem. Na początek Wiktor
mi wrzucił 20 kg abym mógł złapać o to w tym chodzi. Co seria zwiększaliśmy
obciążenie i tak stanęło na 60kg. Muszę przyznać, że jest to rewelacyjne
ćwiczenie. Następnie przyszła pora na zwisanie na drążku z podciąganiem nóg nad
niego. Myślałem, tfuuu, byłem pewien, że nie dam rady ani razu tego zrobić.
Zrobiłem całe ćwiczenie, wszystkie 4 serie. Przyznam się bez bicia, że w
ostatniej musiałem sobie zrobić ze dwie małe przerwy, ale i tak jestem
zadowolony, że dałem rade! J
Ogólnie jestem zadowolony z dzisiejszego treningu.
A co do czwartkowych pleców. No czułem je czułem i to
bardzo, ale tylko w piątek. W sobotę już śladu raczej po nich nie było. Za to
teraz zastanawiam się jak to będzie z moimi rękoma na następny dzień, bo był to
mój najcięższy trening zaraz po nogach.
Z Katalońskim
Pozdrowieniem
JJ
Subskrybuj:
Posty (Atom)